Blokady na księgach komisja zakładała lekką ręką. Wystarczyło byle podejrzenie, że z nieruchomością może być coś nie tak, bo np. kręcił się wokół niej prawnik zamieszany w handel roszczeniami. W efekcie lista nieruchomości z wpisem wydłużała się błyskawicznie – do blisko 300.

Czytaj także: Patryk Jaki pyta o adresy inwestycji, które zablokował

Problem polega na tym, że wpis ostrzeżenia komisji do księgi wieczystej nieruchomości uniemożliwia obrót. A to z kolei powoduje ogromną niepewność nie tylko deweloperów, ale przede wszystkim nabywców. I tak, jeśli np. wpis ostrzeżenia nie zostanie usunięty, osoby, które kupiły mieszkania przy ulicy Grójeckiej w Warszawie, nie będą mogły podpisać aktu notarialnego przenoszącego je na własność. Mimo że za nie zapłaciły, często posiłkując się kredytem hipotecznym. Decyzja komisji weryfikacyjnej sprawiła, że żyją w zawieszeniu. Jak długim? Ustawa o komisji nie określa, ile mają trwać postępowania, a sprawdzanie, czy nieruchomości nie są dotknięte palcem mafii reprywatyzacyjnej, idzie bardzo opornie.

Szczęśliwie dla nabywców i deweloperów mamy właśnie kampanię wyborczą, a w niej częściej niż zwykle dochodzi do głosu wrażliwość na problemy społeczne. Kandydat na prezydenta stolicy Patryk Jaki, który wziął walkę z tzw. układem warszawskim na wyborcze sztandary, w końcu zorientował się, że blokada kilkuset nieruchomości może z sukcesu przerodzić się w problem.

Dlatego skierował przedziwny list do deweloperów z prośbą o przekazanie informacji o konkretnych adresach, w przypadku których wpisy ostrzeżeń w księgach wieczystych mogły utrudnić lub uniemożliwić prowadzenie inwestycji. Takie sprawy mają być rozpatrywane szybciej. Oczywiście ten krok Patryka Jakiego należy uznać za rozsądny. Korespondencja ujawnia jednak dużą przypadkowość i działanie na oślep, skoro sami inicjatorzy nie wiedzą, co się dzieje z nieruchomościami, które zablokowali.