Ale w sprawie tak fundamentalnej emocje to nie wszystko. Nie wolno zapomnieć, że referendum bez oficjalnego spisu wyborców, kontroli nad wydawaniem kart do głosowania, niezależnej komisji wyborczej nie może być podstawą do uznania niezależności Katalonii. Tym bardziej że wielu Katalończyków wiernych Hiszpanii nie chciało wziąć udziału w głosowaniu, które Trybunał Konstytucyjny uznał za nielegalne.

Decyzje podjęte w tych dniach będą skutkować przez lata, może nawet pokolenia. Po śmierci Franco zawarto kompromis: 17 regionów kraju otrzyma bardzo szeroką autonomię, ale Królestwo pozostanie zjednoczone, chyba że wszyscy Hiszpanie zdecydują inaczej. To był wzór dla transformacji demokratycznej w Polsce i wielu innych krajach Europy Środkowej.

A organizatorzy referendum łamią ten układ. Jeśli głosowanie zostanie uznane przez którekolwiek państwo Zjednoczonej Europy, runie nie tylko hiszpańska demokracja, ale i sama Unia, która nie może istnieć bez wzajemnej lojalności krajów członkowskich. Na myśl przychodzą tragiczne wydarzenia prowadzące do wojny domowej w Hiszpanii w 1936 r., ale także konflikt, który wybuchł niedługo później na całym kontynencie i którego powtórzeniu miała na zawsze zapobiec europejska integracja.

Zanim doszło do gwałtownego wzrostu napięcia w Barcelonie w ostatnich kilkudziesięciu godzinach, tylko 40 proc. Katalończyków chciało utworzenia nowego państwa. Rajoy musi jak najszybciej przywrócić tamten klimat spokoju, podjąć dialog z katalońskimi władzami. To jedyny sposób, aby Hiszpania znów zakwitła. Taki jest interes Polski, Europy i samej Katalonii.