Do jej zadań ma należeć m.in. sprawowanie nadzoru nad gospodarką finansową oraz wskazywanie kandydatów na rektora. Takie propozycje pojawią się w nowej ustawie reformującej system szkolnictwa wyższego.

Choć wicepremier i minister nauki Jarosław Gowin przedstawi ją we wtorek w Krakowie, to już zaczął wstępne konsultacje. I pojawiły się słowa krytyki. Konferencja Rektorów Akademickich Szkół Polskich na samym początku swojego stanowiska tradycyjnie podkreśla konieczność wzmacniania autonomii uczelni. Potem przekonuje, że za funkcjonowanie uczelni powinien odpowiadać senat.

Problem w tym, że od lat władze uczelni publicznych praktycznie nie są rozliczane ze swej działalności: z tego, kogo i jak kształcą. I najwyższy czas to zmienić. A taka rada, niezależna od dziekanów i profesorów, może pomóc obrać właściwy kierunek działania. Bo środowisko akademickie już wielokrotnie pokazało, że nie potrafi lub nie chce się zreformować.

W 2006 r. nowe prawo o szkolnictwie wyższym – opracowali je eksperci powołani przez Aleksandra Kwaśniewskiego – zastąpiło przepisy z 1990 r. Wkrótce OECD skrytykowało polskie uczelnie, m.in. właśnie sposób zarządzania, w tym zbyt silną pozycję wydziałów i ciał kolegialnych. Lekiem na to miały być reformy zainicjowane w 2008 r. przez Barbarę Kudrycką. Dzięki nim uczelnie mogą mieć np. rektorów z konkursu – ale nie mają, bo nie są zainteresowane taką zmianą.

Uczelnia to wielka instytucja (często jeden z większych pracodawców w regionie) finansowana z publicznych pieniędzy. Dlatego dobrze by było, aby za zarządzanie nią ktoś w końcu ponosił odpowiedzialność, np. rektor przed radą. W końcu jak mawiał Winston Churchill, ceną wielkości jest właśnie odpowiedzialność.