Choć „Poszukiwany, poszukiwana" został nakręcony w 1972 roku, a pierwszy odcinek serialu „Alternatywy 4" w 1986 roku – pozostają aktualne. „To jezioro damy tutaj" – mówi w pierwszym z filmów dyrektor, przestawiając na makiecie zbiornik jak gdyby nigdy nic. Podwładni – choć zdziwieni – ani mru-mru. Mieszkańcy bloku przy Alternatywy też niemal bez mrugnięcia okiem gotowi są urządzić kuchnię wokół przechodzącej środkiem rury, bo tak budowlańcom wyszło. Zresztą po co filmy. To, że na fachowca nie ma rady, powie niemal każdy, kto chociaż remontował łazienkę siłami zewnętrznymi. Na takie projekty jest właśnie czas, zanim wróci sezon grzewczy.

Nawet jeśli ekipa zapewni, że sprosta wyzwaniom, bo nie takie rzeczy robiło się w wieloletniej karierze, to niechybnie prędzej czy później usłyszymy złowrogie „jest problem". I tak już będzie do końca. Trudno powiedzieć, skąd bierze się ten trudny do podrobienia styl gry. Może z braku wzorców, gdzie praca jest wartością, być może z popytu, który pozwala wykonawcom wybierać, czy babrać się w remoncie mieszkania z czasów Gierka, czy kłaść gładź na nowych murach 150 mkw.

Choć to rozważania z życia obywatela wzięte, to mają sporo wspólnego rynkiem dużych inwestycji budowlanych, gdzie jak piszemy – długi osiągają rekordowy poziom. Tutaj też najważniejsze jest zdobycie kontraktu, czyli wygranie licytacji na coraz niższe oferty. Potem trzeba stanąć twarzą w twarz z rzeczywistością: przyznać, że ma się za mało kompetencji, pracowników, sprzętu i czasu. Radą na to jest podnajem. Choć to koszty obniżające rentowność, relacjami ze słabszym da się zarządzić (czytaj – na pieniądze zaczeka). Alternatywa to kary umowne, sąd, utrata wiarygodności i bankructwo. A wtedy już na pewno nie pomoże strategia spłaty długu nowym kontraktem.