Truizmem jest twierdzenie, że energia być musi. Ale już wcale nie jest obojętne, z jakich źródeł ona pochodzi. To nasz współczesny problem, który musimy rozwiązać, jeśli nie chcemy zwiększać globalnego ocieplenia.
Co ma farma wiatrowa na Bałtyku do huty w Krakowie? Można by odpowiedzieć pytaniem: „co ma piernik do wiatraka?". Okazuje się, że całkiem sporo. Otóż farmy jak dotąd nie ma, a z tego powodu ta druga o mały włos nie zniknęła. Krakowska huta miała wygasić wielki piec i zamknąć stalownię. To oznacza koniec działalności. Dzięki m.in. rozmowom w ramach Rady Dialogu Społecznego i pośpiesznemu przyjęciu ustawy o rekompensatach dla sektorów energochłonnych udało się tę decyzję odroczyć. To dobra wiadomość. Zła – że przesłanki zamknięcia huty nadal istnieją. Są to m.in. rosnące ceny prądu, którego zużywa ona gigantyczne ilości.
Dlaczego tak się dzieje? To przede wszystkim efekt opieszałości w realizacji unijnych zobowiązań dotyczących ochrony środowiska. Chodzi o udział odnawialnych źródeł energii (OZE) w tzw. miksie energetycznym. O to, ile jest w nim zielonej, a ile czarnej energii. Unia Europejska już dawno obrała kurs na ochronę środowiska. Dlatego do ceny prądu dolicza się cenę uprawnień do emisji CO2. Im więcej szkodliwego dwutlenku węgla powstaje przy produkcji energii elektrycznej, tym jest ona droższa. I to sporo, bo w 2018 r. te uprawnienia zdrożały o 400 proc.! A według ekspertów nie jest to wcale koniec podwyżek.
Skutecznym lekarstwem jest rozwijanie OZE – np. farm wiatrowych lub fotowoltaiki. Dzięki nim polska energia elektryczna trochę by się „zazieleniła". I staniała. Kolejne rządy albo sprawę zaniedbywały, albo wręcz rzucały jej kłody pod nogi. Przykładem jest tzw. ustawa wiatrakowa z 2016 r. Powaliła ona wręcz energetykę wiatrową na deski.
Dziś jest już jasne, że energia będzie albo bardziej zielona, albo droższa. Nie chodzi tu wcale o natychmiastowe rugowanie węgla. Stawiani za wzór Niemcy spalają trzy razy więcej węgla niż Polska. Są wręcz liderami... w truciu europejskiego powietrza. Inwestują jednak w OZE ile się da. Trzeba więc myśleć perspektywicznie. Patrząc na unijne plany ochrony klimatu, tworzyć realną i optymalną politykę energetyczną. I ją konsekwentnie realizować. Nie budzić się za pięć dwunasta, na chybcika klecąc „zamrażanie" cen. Wyrządziło ono same szkody, uderzyło w płynność wielu firm. A prąd i tak znów zdrożeje – już za pięć miesięcy.