Czy ktoś jeszcze wierzy w to, że Niemcom i Francji zależy na lepszym wynagrodzeniu kierowców z unijnych krajów Europy Środkowo-Wschodniej? Taka wiara powoli zanika nawet wśród zachodnich europosłów, co widać po lipcowych głosowaniach w Parlamencie Europejskim (PE).
Unijni urzędnicy odpowiadający za projekt reformy europejskiego rynku transportu drogowego nie rozpoczną wakacyjnej przerwy w dobrych humorach. Bruksela liczyła, że w ciągu roku od publikacji pakietu mobilności uzyska zgodę PE i Rady UE na zaproponowane rozwiązania, w tym na objęcie zasadami delegowania kierowców wykonujących przewozy międzynarodowe. Wówczas już we wrześniu tego roku prace nad ostateczną wersją pakietu podjęto by w ramach trilogu, czyli w negocjacjach między Radą UE, Parlamentem i Komisją Europejską (KE).
Dzięki temu jeszcze w tej kadencji Komisji i Parlamentu, kończącej się wiosną 2019 r., można by ogłosić sukces w walce z „nieuczciwą" konkurencją na rynku UE. Wszystko w duchu polityki przewodniczącego Junckera prowadzonej pod hasłem „równej płacy za tą samą pracę w tym samym miejscu". Ostatnie wyniki głosowania nad pakietem w PE oraz wcześniejsze fiasko w pracach Rady pokazują, że pomysł KE okazał się jednak zbyt „ambitny". Fakty zweryfikowały propagandowe hasła.
Pakiet mobilności to zbiór propozycji kilkudziesięciu aktów prawnych. Większość dotyczy technicznych kwestii związanych m.in. z innowacyjnością, poprawą bezpieczeństwa czy redukcją CO2. Jego kluczowym elementem są zasady stosowania w transporcie dyrektywy o delegowaniu pracowników (PWD) oraz kilka innych, w tym zmiany w regułach kabotażu i w przepisach o czasie prowadzenia pojazdów i odpoczynku kierowców.
Te propozycje zredukowałyby pozycję transportu w wielu krajach i powstrzymały jego rozwój. Według haseł nowe przepisy mają uporządkować europejski rynek transportowy. Mogłyby wyeliminować nadużycia nieuczciwych firm i powstrzymać praktyki niektórych krajów członkowskich, arbitralnie wprowadzających do krajowej legislacji restrykcyjne przepisy dotyczące stosowania wobec kierowców zasad dyrektywy o delegowaniu. Zrobiły to m.in. Niemcy i Francja. Wyraźny błąd, bo nie chcę podejrzewać, że celowy zamysł KE, polegał na tym, że zamiast powstrzymać te praktyki i zaproponować inne rozwiązania właściwe dla transportu, zdecydowała się de facto je usankcjonować.