Pić albo nie pić, oto jest pytanie. Wbrew pozorom jest to istotne zagadnienie budżetowe. Według Ministerstwa Finansów tylko w 2018 r. akcyza na wyroby spirytusowe, wina i piwa przyniosła niemal 12 mld zł, planowana od przyszłego roku podwyżka tego podatku o 3 proc. ma dołożyć kolejne 1,14 mld rocznie. Jednocześnie łączą się z tym koszty – zarówno ponoszone przez system ochrony zdrowia, samorządy oraz pacjentów, jak i pośrednie związane z utratą produktywności oraz niematerialne związane z cierpieniem i bólem wywołanym chorobą alkoholową (według amerykańskiego Center of Disease Control and Prevention na każde spożyte 14 g czystego alkoholu przypadają przeciętnie 2 dolary owych kosztów).

Ale jest jeszcze kwestia, czym nasączona jest bajaderka, którą chcemy i zjeść (zwiększając wpływy do budżetu), i mieć (chroniąc społeczeństwo przed skutkami picia). I w tym kontekście należy patrzeć na pomysł branży spirytusowej, która uważa się zresztą za „dyskryminowaną przez władze", by podnieść podatki płacone przez producentów alkoholi niskoprocentowych. Rynek mocnych alkoholi w Polsce praktycznie stoi w miejscu, rynek piwa rośnie za to bardzo szybko, bo faktycznie browarom jest łatwiej i prawnie, i fiskalnie. Pomysłodawcy życzliwie sugerują resortowi finansów, że podniesienie akcyzy na piwo przyniosłoby budżetowi nawet 12 mld zł w ciągu kilku lat. Taka fałszywa troska o wpływy do państwowej kasy ma jednak drugie dno – zapewne sprzedaż zwłaszcza droższych gatunków piwa znacząco by spadła, a spragniony naród znów zainteresowałby się ciasteczkiem nasączonym wódką. Że jest to możliwe, świadczy spektakularny, a jednocześnie społecznie niebezpieczny wzrost popularności tanich małpek.

I można by na tym zakończyć, gdyby nie jedno „ale". Spożycie alkoholu w Polsce rośnie – według Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych w 1993 r. przypadało 6,52 l czystego alkoholu na gardło statystycznego rodaka, w 2017 r. było to już 9,45 l. Za ten wzrost odpowiada głównie piwo. A według dzisiejszych przepisów akcyza zabiera 11,4 zł z ceny 20 zł płaconej za półlitrową butelkę wódki. W cenie półlitrowego piwa o mocy 5,5 proc., kosztującego średnio 3 zł, to 0,48 zł. A to oznacza, że modyfikacja systemu akcyzowego jest niezbędna, ale nie po to, by rodacy wrócili do wódki, lecz po to, by w ogóle ograniczyć spożycie alkoholu. Pytanie tylko, czy w tej gmatwaninie interesów budżetu i producentów ktokolwiek bierze to pod uwagę.