Po co urzędnikom podatkowym taka wiedza? Przede wszystkim by sprawdzić, czy faktycznie miejscem prowadzenia działalności jest Polska, a nie np. Republika Czeska czy Malta, gdzie obciążenia fiskalne są dla przedsiębiorcy korzystniejsze. Twórcy nowych rozwiązań wyszli z założenia, że – owszem – osoba, która chce zapłacić niższy podatek za granicą, łatwo może tam zarejestrować siedzibę, wynająć biuro, mieszkanie, opłacać rachunki za media itd., ale nic lepiej nie wykaże, że rzeczywiście prowadzi biznes poza Polską, niż to, że stamtąd właśnie dokonuje przelewów.

Z punktu widzenia wielu przedsiębiorców takie narzędzie w służbie skarbówki oznacza permanentną inwigilację. Zawsze gdy rosną możliwości działania skarbówki, rośnie też niepokój w przedsiębiorstwach. I tak od lat, niezależnie od tego, kto akurat rządzi w naszym kraju.

Powód takiego dyskomfortu jest oczywisty. Nie raz, nie dwa fiskus paraliżował działalność firmy, gdy tylko odkrył cokolwiek, co mogło wskazywać na chęć uniknięcia podatków. Biznesmeni boją się więc i teraz, gdy fiskus będzie wiedział, z jakiego miejsca na świecie dokonali przelewu. Nie wiadomo przecież, jak fiskus zareaguje, gdy przedsiębiorca wykona kilka przelewów np. podczas krótkiego pobytu nad Wisłą. A może podejrzenia wzbudzi już jeden duży przelew, ale wykonany z komputera w Zakopanem, a nie z pobliskich Czech, gdzie jest główna siedziba firmy?

To obawy, którym nie można się dziwić. Czy uspokoją przedsiębiorców zapisy obowiązującej od niedawna konstytucji dla biznesu, zgodnie z którą wątpliwości, jakie może mieć skarbówka, powinny być rozstrzygane na ich korzyść? Czy ten bezpiecznik nie przepali się przy pierwszych próbach wyjaśnienia, dlaczego przelew został wykonany z tego, a nie innego kraju? Trudno pozbyć się przeświadczenia, że skarbówka, by mogła obywatela obdarzyć zaufaniem, musi o nas wiedzieć wszystko.