Jerzy Kropiwnicki: obecny kryzys jest inny od innych

Warto zastanowić się nad zakupem przez NBP obligacji rządowych na rynku pierwotnym. Obecnie prawo tego zakazuje, ale warto byłoby wprowadzić taką możliwość w razie wprowadzenia któregoś ze stanów nadzwyczajnych.

Publikacja: 09.04.2020 21:00

Jerzy Kropiwnicki: obecny kryzys jest inny od innych

Foto: Bloomberg

Nie będę pisał o medycznym aspekcie walki z wirusem i jego medycznych skutkach, bo się na tym nie znam. Ale o gospodarczych i społecznych aspektach pandemii i jej skutkach gospodarczych oraz o sposobach ich łagodzenia – owszem, tak. Prezydent, rząd, parlament, NBP podjęli wiele działań, by nie dopuścić do zapaści gospodarczej, zwłaszcza do bankructwa firm i do masowego bezrobocia, oraz by złagodzić dotkliwości gorszej koniunktury gospodarczej.

Słusznie czynią: będą pojawiać się nowe sformułowania problemów i nowe sposoby ich łagodzenia. Postulatów i propozycji jest niemało. Wychodzą od przedsiębiorców, banków, związków, dziennikarzy i działaczy politycznych. Warto jednak pamiętać, że ludzie i instytucje łatwo przyzwyczajają się do świadczeń publicznych, a bardzo źle znoszą ich zaprzestanie.

To jest inny kryzys niż opisane w podręcznikach makroekonomii. Nie jest to znany sprzed lat „kryzys finansowy" ani żaden inny ze znanych i opisanych. Nie da się go zdefiniować w kategoriach keynesizmu jako problem niedostatku popytu. Braku popytu nie odczuwają sprzedawcy żywności i leków oraz usług medycznych. Sprzedawcy innych dóbr i usług mają problemy ze sprzedażą głównie z powodu regulacji administracyjnych: zamknięcia restauracji, barów i wielu sklepów oraz zawieszenia lotów pasażerskich, niektórych połączeń w komunikacji drogowej i kolejowej, odwołania koncertów i innych imprez, a także ograniczeń w poruszaniu się ludności.

Tych problemów nie da się rozwiązać, póki nie ustąpi zagrożenie pandemią. Sprzedaż towarów w internecie może tylko częściowo złagodzić dotkliwości ograniczeń – tym bardziej że Poczta Polska zawiesza dostawy do „adresów objętych kwarantanną". Tych problemów nie da się rozwiązać przy użyciu tradycyjnych „recept keynesowskich", czyli pobudzania popytu ogólnego za pomocą zwykle stosowanych narzędzi polityki pieniężnej lub/i fiskalnej.

Polityka pieniężna

Obniżanie stopy procentowej będzie bezskuteczne głównie dlatego, że nie jest pewne, czy wpłynie to na cenę kredytu w bankach komercyjnych. Po drugie, dlatego że nie ma oznak „entuzjazmu inwestorów" , którzy chcieliby skorzystać z kredytu na rozbudowę mocy produkcyjnych. Padają argumenty, że obniżenie stóp może wpłynąć na koszt kredytu hipotecznego. Być może – ale i tu nie widać zbyt wielu kredytobiorców.

Oczywiście są przedsiębiorcy i konsumenci, którzy odczuwają silnie brak środków dla swej bieżącej działalności, a wręcz bytu. Jednak banki nie są instytucjami charytatywnymi, działają dla zysku i najchętniej udzielają kredytu tym, którzy najmniej go potrzebują, a dają największą pewność spłaty z zyskiem.

Jeden skutek obniżenia stóp procentowych jest pewny: radykalne zmniejszenie oprocentowania depozytów i wprowadzenie (lub podwyższenie) opłat za prowadzenie rachunku oraz za operacje bankowe. Pozytywne dla gospodarki skutki obniżania stóp procentowych odczujemy, gdy pojawią się oznaki ożywienia i związanego z nim wzrostu optymizmu potencjalnych inwestorów, a dla popytu inwestycyjnego przeszkodą okaże się cena kredytu.

Podobne skutki będzie miało obniżenie stóp rezerwy obowiązkowej. Poza tym że taki zabieg oznacza „bezpośrednie i niezwłoczne" obniżenie kosztów działalności banków komercyjnych, to jednocześnie mnożnikowo zwiększa ilość kredytu dostępnego w gospodarce. Problemem jest brak chęci do skorzystania z tej możliwości ze strony potencjalnych inwestorów.

Pozytywne znaczenie w procesie wzmacniania ożywienia gospodarczego i ewentualnie – hamowania postpandemicznej recesji (ale nie w warunkach pandemii) mieć może osłabianie złotego względem euro i dolara. Czynić to trzeba ostrożnie, bo skutkiem ujemnym okazać się może wzrost kosztów zadłużenia „frankowiczów" i obsługi polskiego długu zagranicznego.

Wsparcie z NBP

Niestandardowymi metodami działania bank centralny (w Polsce – NBP) może dokonywać wsparcia najważniejszych dla naszej gospodarki firm poprzez zakup ich papierów wartościowych. Tak czyni od dawna bank centralny Niemiec. Głównym warunkiem jest, by owe firmy wyemitowały papiery wartościowe, umieściły je na giełdzie i uzyskały dlań oficjalny rating. Oczywiście, wyższy od „śmieciowego".

Skup obligacji rządowych przez bank centralny na rynku wtórnym i przyjmowanie ich jako zastawu „pod pożyczki" udzielane bankom komercyjnym może znacznie ułatwić politykę fiskalną rządu.

Polityka fiskalna i równowaga budżetowa

Keynesiści w ślad za swoim mistrzem politykę pieniężną zwykli traktować jako „pierwszą linię obrony". Nie tworzy ona popytu, ale tworzy warunki jego wzrostu, gdy przedsiębiorcy (i ewentualnie konsumenci) chcą z nich skorzystać. Gdy grozi „przełamanie" tej linii obrony przez rozwijającą się recesję lub inflację, keynesiści zalecają „cięższą artylerię" – zmiany popytu ogólnego w gospodarce poprzez zmiany wielkości wydatków budżetowych i stawek podatkowych. Prowadzi to do zmian równowagi budżetowej.

W antyrecesyjnych programach wydatków wymienia się zazwyczaj wielkie przedsięwzięcia infrastrukturalne i zbrojeniowe. Powinniśmy oczywiście kontynuować programy budowy szos i linii kolejowych, budowę Centralnego Portu Komunikacyjnego, zrealizować przekop Mierzei Wiślanej oraz wzmacniać nasz potencjał obronny zgodnie z przyjętymi dotychczas programami, ale nowych nie należy w tej chwili podejmować. Na ten rodzaj kryzysu „wrzucanie pieniędzy w tryby gospodarki" nie pomoże.

W USA rozważa się uchwalenie zawczasu wydatków budżetowych i obniżek podatków, które byłyby uruchamiane, gdy najważniejsze wskaźniki gospodarcze (np. stopa bezrobocia) przekroczą „alarmowe" poziomy. Poprawiłoby to znacznie synchronizację polityki gospodarczej z sytuacją gospodarczą kraju.

Ani w polityce pieniężnej, ani fiskalnej to nie jest czas na tzw. helicopter money (być może przyjdzie po ustąpieniu pandemii). Na razie żyjemy w innej rzeczywistości. Niemniej będzie potrzebny i wzrost wydatków z budżetu państwa i obniżanie podatków oraz składek obowiązkowych. Trzeba będzie liczyć się z poważnym deficytem budżetowym. I jedne, i drugie muszą być dokładnie adresowane.

Niestety, w czasach tworzenia Unii Europejskiej traktat z Maastricht wprowadził ostre ograniczenia wielkości deficytu i długu publicznego w państwach członkowskich. Nadgorliwi twórcy naszej konstytucji zapisali w niej podobne ograniczenia. Unia wprowadziła też różne „procedury naprawcze" (karne) za przekroczenie nakazanych granic.

Doczekaliśmy tego, że równowaga budżetowa, brak deficytu, stała się celem polityki gospodarczej rządu, a jej osiągnięcie – powodem do chwały. Czas przywrócić rozsądek. Wskaźniki deficytu i długu stanowią ograniczenie swobody rządu w prowadzeniu polityki fiskalnej, a nie jej cel. Ograniczenie, którego sens w warunkach kryzysu jest kwestionowany. Kwestionują je Włochy i Francja, a ostatnio nawet Niemcy. Nigdy nie traktowały ich z nadmierną powagą władze USA.

Wydatki budżetu będą konieczne

Chciałbym zaproponować uporządkowanie dyskusji nad sposobami walki ze skutkami pandemii – wedle ich pilności. Pierwszą grupę stanowią problemy zagrożenia ogólną recesją gospodarczą. Proponuję, by o nich rozmawiać w trzeciej kolejności, bo będą się nasilać za kilka lub nawet kilkanaście miesięcy. Oczywiście, należy się przygotować, by nie dać się zaskoczyć problemom, których uniknąć się nie da ani same się nie rozwiążą.

W drugiej kolejności trzeba rozmawiać o aktualnych problemach przedsiębiorców, zwłaszcza w branży transportu, komunikacji, turystyki, gastronomii i szeroko pojętej kultury i rozrywki oraz o pracownikach zagrożonych utratą pracy i dochodów. W tym „koszyku" umieszczam zagrożenia wynikające z braku płynności finansowej – braku terminowych zapłat za dostawy i zagrożenia dla trwałości „łańcucha dostaw" dla firm przemysłowych, zwłaszcza w elektronice i produkcji aut oraz innych produktów, których wytwarzanie się „zglobalizowało" i jedne elementy wytwarzane są w różnych krajach Azji, a inne w krajach Ameryki Łacińskiej. Tu także umieszczam problemy wierzycieli, dłużników i podatników.

Najpilniejszą sprawą jest wsparcie bieżącej walki z wirusem. Muszą być dostępne środki na lekarstwa, respiratory, odzież ochronna, maski i gogle dla lekarzy, pielęgniarek i ratowników oraz inne środki zabezpieczenia przed zakażeniem. Zdaję sobie sprawę, że ich ceny gwałtownie wzrosły i pojawili się na tych rynkach spekulanci, ale nie popierałbym postulatów wprowadzenia państwowej kontroli cen.

Powinny też być zagwarantowane środki na kontrolę przestrzegania nakazów kwarantanny i ściganie tych, którzy je łamią.

Ciągłość produkcji i dostaw

Potrzeba pieniędzy na lekarzy i personel medyczny, na utrzymanie całodobowego zmagania się z tą chorobą i opieką nad chorymi, na utrzymanie i dodatkowe wyposażenie szpitali, na kontrolę przestrzegania nakazów kwarantanny.

W kwestiach ściśle gospodarczych w pierwszej kolejności trzeba się zajmować problemami ciągłości produkcji i dostaw leków i żywności. Tym problemom trzeba przyznać bezwzględny priorytet. Tu środków wspomagania zabraknąć nie może.

Rząd dysponuje ogromnymi możliwościami. Jego przedstawiciele powinni zaprzestać opowieści o walorach zrównoważonego budżetu i przeznaczać tyle, ile trzeba.

Banki komercyjne są w stanie w tym współdziałać, a bank centralny (NBP) jest w stanie dostarczyć niezbędnych środków – poprzez zakup papierów wartościowych (obligacji rządowych) na rynku wtórnym. Ale warto zastanowić się nad możliwością zakupu obligacji rządowych na rynku pierwotnym. Obecnie prawo tego zakazuje – ale warto byłoby wprowadzić taką możliwość w przypadku wprowadzenia któregoś ze stanów nadzwyczajnych przewidzianych w Konstytucji RP.

Kryzys ma charakter podażowy. Zerwanie łańcuchów dostaw i kooperacji stanowi istotę aktualnego problemu gospodarczego. Dotyczy to głównie (choć nie tylko) tych dziedzin produkcji, w których globalizacja osiągnęła największy zasięg. Stopień uzależnienia od dostaw Chin okazał się bezprecedensowy. Tu jesteśmy bezradni – przynajmniej w krótkim okresie, w dłuższym też niewiele możemy. Autarchia gospodarcza w warunkach gospodarki rynkowej jest niewskazana, wręcz niemożliwa. Na przyszłość możemy co najwyżej apelować do polskich przedsiębiorców, by nie uzależniali się od dostaw z jednego kierunku geograficznego.

Z pewnością możemy jednak przeciwdziałać zrywaniu łańcuchów dostaw i kooperacji na terenie naszego kraju. Chciałoby się napisać „na terenie Unii Europejskiej", ale jej organy wykazują tu brak koncepcji. Możemy co najwyżej oczekiwać, że jej władze nie będą przeszkadzać i zawieszą stosowanie środków wymuszania przestrzegania kryteriów z Maastricht.

Sądzę też, że powinno się wspierać utrzymanie załogi tych firm, które w obecnych warunkach podejmują decyzje o „zawieszeniu" produkcji. Dzieje się ostatnio tak np. w firmach produkujących sprzęt AGD. Załoga powinna otrzymywać jakąś formę „postojowego". Nie tylko ze względów społecznych – także by umożliwić szybkie wznowienie produkcji, gdy już miną administracyjne i popytowe ograniczenia charakterystyczne dla obecnego czasu pandemii.

Warto też rozważyć renacjonalizację Cefarmu, ale także przeprowadzić dogłębną analizę pożytków z repolonizacji banków komercyjnych oraz tych, które „zawsze" były w polskich rękach.

Jerzy Kropiwnicki jest członkiem Rady Polityki Pieniężnej. W przeszłości był m.in. prezesem Rządowego Centrum Studiów Strategicznych, ministrem rozwoju regionalnego i szefem Centralnego Urzędu Planowania.

Nie będę pisał o medycznym aspekcie walki z wirusem i jego medycznych skutkach, bo się na tym nie znam. Ale o gospodarczych i społecznych aspektach pandemii i jej skutkach gospodarczych oraz o sposobach ich łagodzenia – owszem, tak. Prezydent, rząd, parlament, NBP podjęli wiele działań, by nie dopuścić do zapaści gospodarczej, zwłaszcza do bankructwa firm i do masowego bezrobocia, oraz by złagodzić dotkliwości gorszej koniunktury gospodarczej.

Słusznie czynią: będą pojawiać się nowe sformułowania problemów i nowe sposoby ich łagodzenia. Postulatów i propozycji jest niemało. Wychodzą od przedsiębiorców, banków, związków, dziennikarzy i działaczy politycznych. Warto jednak pamiętać, że ludzie i instytucje łatwo przyzwyczajają się do świadczeń publicznych, a bardzo źle znoszą ich zaprzestanie.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację