Krzyżak: Ktoś doniesie na Zawadzką?

Widzowie programu Andrzeja Morozowskiego „Tak jest” w TVN24 mieli wczoraj nie lada ubaw.

Publikacja: 06.04.2016 07:53

Krzyżak: Ktoś doniesie na Zawadzką?

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Tematem rozmowy w studio miały być protesty w sprawie ewentualnego zaostrzenia ustawy aborcyjnej. Gośćmi programu byli ks. Kazimierz Sowa oraz Anna Zawadzka, organizatorka i uczestniczka niedzielnej prowokacji w kościele akademickim św. Anny. Grupa feministek demonstracyjnie opuściła świątynię, gdy odprawiający mszę kapłan zaczął odczytywać stanowisko episkopatu na temat ochrony życia. Prowadzący program przerwał go po ośmiu minutach, bo Zawadzka nie odpowiedziała na jego pytanie i właściwie nie dała mu dojść do głosu. Wygłosiła za to dość długi monolog. Nie będę opowiadał całego programu, bo każdy bez trudu może znaleźć go w internecie.

Zwrócę jedynie uwagę na jeden element wystąpienia Zawadzkiej. Otóż wyznała ona, że 6 stycznia tego roku dokonała aborcji, stwierdzając przy tym, że „nie jest to zabieg skomplikowany". Takie wyznanie może stać się jednak podstawą do tego, by złożyć w prokuraturze zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa nielegalnej aborcji przez nieznanego bliżej lekarza. Zgodnie z art. 152 Kodeksu karnego aborcja jest bowiem w Polsce karalna. Pani Annie nic nie grozi, bo prawo nie przewiduje karalności kobiet dokonujących przerywania ciąży. Odpowiedzialność może za to ponieść lekarz, personel asystujący mu przy zabiegu, a także osoby, które pomagały kobiecie lub nakłaniały ją do usunięcia ciąży. Grozi za to kara pozbawienia wolności do lat 3.

W tym przypadku można domniemywać, że aborcja była nielegalna ponieważ obowiązująca aktualnie ustawa z 7 stycznia 1993 r. o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży zezwala na dokonanie aborcji jedynie w trzech przypadkach:

• ciąża stanowi zagrożenie dla życia lub zdrowia kobiety ciężarnej;

• badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu (do chwili osiągnięcia przez płód zdolności do samodzielnego życia poza organizmem kobiety ciężarnej);

• zachodzi uzasadnione podejrzenie, że ciąża powstała w wyniku czynu zabronionego (jeżeli od początku ciąży nie upłynęło więcej niż 12 tygodni), co stwierdza prokurator.

To czy Zawadzka spełniła którykolwiek z tych warunków będzie musiał ustalić prokurator – co raczej nie powinno być trudne, bo ustawa precyzyjnie określa procedury jakie trzeba przejść przed przerwaniem ciąży. Oczywiście będzie mógł to zrobić pod warunkiem, że dostanie zawiadomienie. A to całkiem prawdopodobne. Przypomnijmy tylko, że po niedawnych publikacjach prasowych o nieudanej aborcji w warszawskim szpitalu na Madalińskiego takie doniesienie złożono. Prokurator zajmie się także niedzielną prowokacją Zawadzkiej w kościele św. Anny – doniesienie w tej sprawie złożył poseł Stanisław Pięta. Program Morozowskiego oglądało kilka milionów osób, a wśród nich zapewne znajdzie się ktoś kto takowe doniesienie złoży.

Gdyby śledczy zajęli się sprawą mieliby szansę na odkrycie jakiejś „podziemnej" kliniki lub gabinetu, w którym aborcji się dokonuje. Mieliby także szansę pokazania, że przepisy ustawy z roku 1993 nie są – jak się powszechnie twierdzi – martwe. Musieliby w tej sprawie liczyć wprawdzie na samą Zawadzką, bo to ona wie, gdzie przerwała ciążę. Pani Anna może zatem znaleźć się w pułapce – składanie fałszywych zeznań i utrudnianie postępowania jest przecież karalne.

Ale nie wolno także wykluczać innego scenariusza. Być może Zawadzka świadomie przyznała się do aborcji licząc właśnie na to, że ktoś doniesienie złoży, a ona za odmowę wskazania lekarza, który przerwał jej ciążę zostanie ukarana. A wtedy może kreować się na męczennicę słusznej w jej przekonaniu sprawy. Jej obrońcy zapewne będą organizować protesty, a opinia publiczna na całym świecie dowie się, że Prawo i Sprawiedliwość ręka w rękę z biskupami łamią prawo człowieka do decydowania o swoim losie.

Tematem rozmowy w studio miały być protesty w sprawie ewentualnego zaostrzenia ustawy aborcyjnej. Gośćmi programu byli ks. Kazimierz Sowa oraz Anna Zawadzka, organizatorka i uczestniczka niedzielnej prowokacji w kościele akademickim św. Anny. Grupa feministek demonstracyjnie opuściła świątynię, gdy odprawiający mszę kapłan zaczął odczytywać stanowisko episkopatu na temat ochrony życia. Prowadzący program przerwał go po ośmiu minutach, bo Zawadzka nie odpowiedziała na jego pytanie i właściwie nie dała mu dojść do głosu. Wygłosiła za to dość długi monolog. Nie będę opowiadał całego programu, bo każdy bez trudu może znaleźć go w internecie.

Pozostało 83% artykułu
Publicystyka
Maciej Strzembosz: Kto wygrał, kto przegrał wybory samorządowe
Publicystyka
Michał Szułdrzyński: Jarosław Kaczyński izraelskiego ambasadora wyrzuca, czyli jak z rowerami na Placu Czerwonym
Publicystyka
Nizinkiewicz: Tusk przepowiada straszną przyszłość. Niestety, może mieć rację
Publicystyka
Flieger: Historia to nie prowokacja
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Publicystyka
Kubin: Europejski Zielony Ład, czyli triumf idei nad politycznymi realiami