O klauzuli sumienia raz jeszcze - Krzysztof Uczkiewicz o projekcie noweli ustawy lekarskiej

Zabieg aborcji nie jest świadczeniem zdrowotnym w rozumieniu ustawy o zawodach lekarza, nie stosuje się tu definicji z tego aktu prawnego.

Publikacja: 14.03.2019 07:10

O klauzuli sumienia raz jeszcze - Krzysztof Uczkiewicz o projekcie noweli ustawy lekarskiej

Foto: Adobe Stock

Gdy pod koniec 2018 r. zostałem oficjalnie poproszony o zgłoszenie – w trybie szczególnie pilnym – uwag do projektu nowelizacji m.in. art. 39 ustawy z 5 grudnia 1996 r. o zawodach lekarza i lekarza dentysty (druk senacki nr 1034), przyszło mi od razu na myśl, że to nieoczekiwane wyróżnienie musi mieć związek z moją publikacją pt. „Klauzula gwałcąca sumienia" („Rzeczpospolita" z 23 lipca 2014 r.). Po gorliwym, choć pośpiesznym, wykonaniu powierzonego mi zadania uznałem zatem, że informacja o moim stanowisku w tym przedmiocie, choćby ze względu na powagę sprawy, należy się również czytelnikom ówczesnego wystąpienia.

Czytaj też: Klauzula sumienia nie tylko dla lekarzy

Jak czytelnik może pamięta, twierdziłem, że art. 39 ustawy lekarskiej nie może mieć zastosowania do czynności przerwania ciąży, gdyż zabieg ten nie jest „świadczeniem zdrowotnym" w rozumieniu definicji zawartej w art. 2 ust. 1 ustawy. Na tej podstawie wywodziłem, że lekarz w ogóle nie musi zasłaniać się tzw. klauzulą sumienia w przypadku odmowy dokonania aborcji w trybie art. 39 ustawy w dotychczasowym brzmieniu. Wykazywałem, że lekarza w wykonywaniu zawodu wiąże wyłącznie definicja świadczenia zdrowotnego podana w ustawie lekarskiej, na co wskazuje zresztą nawet jej tytuł. Nie dotyczy go zaś niejako konkurencyjna, a de facto kolizyjna, definicja świadczenia zdrowotnego z art. 2 ust. 1 p. 10 ustawy z 15 kwietnia 2011 r. o działalności leczniczej. W myśl pierwszej definicji, która w odniesieniu do lekarzy zachowała ważność do dziś, wykonywanie zawodu lekarza polega na udzielaniu „świadczeń zdrowotnych, w szczególności: badaniu stanu zdrowia, rozpoznawaniu chorób i zapobieganiu im, leczeniu i rehabilitacji chorych, udzielaniu opinii lekarskich, a także wydawaniu opinii i orzeczeń lekarskich". Druga, która ma zastosowanie notabene nie do samych lekarzy, lecz do podmiotów leczniczych w rozumieniu art. 4 ustawy o działalności leczniczej, za świadczenia zdrowotne uznaje „działania służące zachowaniu, ratowaniu, przywracaniu lub poprawie zdrowia oraz inne działania medyczne wynikające z procesu leczenia lub przepisów odrębnych regulujących zasady ich wykonywania". Jedynym znanym mi, ale i wszystkim lekarzom innym działaniem medycznym „wynikającym z odrębnych przepisów" jest zabieg usunięcia ciąży na warunkach ustawy z 7 stycznia 1993 r. o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży.

Kampania propagandowa

Po wejściu w życie ustawy o działalności leczniczej rozpętano kampanię propagandową, by wmówić lekarzom, a wraz z nimi całemu społeczeństwu, że wszystkich obowiązuje wyłącznie definicja świadczenia zdrowotnego z tej właśnie ustawy. Oznaczało to praktycznie, że zabieg usunięcia ciąży miał być odtąd traktowany jako świadczenie zdrowotne także w rozumieniu ustawy lekarskiej. W myśl jej art. 39 „lekarz może powstrzymać się od wykonania świadczeń zdrowotnych niezgodnych z jego sumieniem", jednakże „ma obowiązek wskazać realne możliwości uzyskania takiego świadczenia u innego lekarza lub w podmiocie leczniczym oraz uzasadnić i odnotować ten fakt w dokumentacji medycznej", a nadto ma on obowiązek „uprzedniego powiadomienia na piśmie przełożonego". Miało to więc objąć też przypadki odmowy dokonania aborcji, ku czemu nie było żadnych prawnych podstaw.

Projekt noweli ustawy lekarskiej niestety nie usuwa słabości i niejasności dotychczasowej regulacji. Przeciwnie: służyć ma, co konstatuję z oburzeniem, konserwacji prawnych i społecznych skutków wprowadzenia dotychczasowych przepisów i narzuconej nam jedynie poprawnej (politycznie?) ich interpretacji.

W myśl projektu z senackiego druku nr 1034 treść art. 39 pozornie zostaje w istotny sposób zmodyfikowana. Odtąd lekarz, który odmówił dokonania aborcji, jest zwolniony z obowiązku wskazania „pacjentce", gdzie może ona „uzyskać takie świadczenie". Obowiązek zostaje przeniesiony na podmiot leczniczy, który zatrudnia lekarza. Za taką zmianą, w której egocentrycznie słyszę spóźnione echo mej krytyki sprzed ponad czterech lat, stoi faryzejskie założenie, że podmiot leczniczy nie może zasłonić się tzw. klauzulą sumienia, gdyż jednostce organizacyjnej, jaką jest, nie można przypisać posiadania sumienia. Projektodawca udaje, że nie widzi, iż za każdym działaniem podmiotu leczniczego stoi decyzja człowieka. To „ktoś" a nie „coś" (tym „czymś" ma być właśnie podmiot leczniczy w rozumieniu ustawy o działalności leczniczej) podjąć musi w imieniu podmiotu leczniczego decyzję o ułatwieniu komuś dostępu do wątpliwego moralnie świadczenia. W myśl proponowanej nowej regulacji zawsze ktoś musi w tym przypadku postąpić niezgodnie z własnym sumieniem – pisałem.

Mylące niedopowiedzenie

Omawiany przepis w nowym brzmieniu utrzymuje w sposób absolutnie niegodny mylące niedopowiedzenie odnośnie do tego, co jest, a co nie jest świadczeniem zdrowotnym niezgodnym z sumieniem lekarza. Wszyscy jednak, a szczególnie lekarze, wiedzą, że wszystkie niezgodne z sumieniem „działania medyczne" są w polskim prawie penalizowane. Wszystkie – z wyjątkiem aborcji...

Szczególnie silny sprzeciw wzbudza przeniesiony z przepisu dotychczasowego, obowiązek „uprzedniego powiadomienia na piśmie przełożonego" i obowiązek „niezwłocznego uprzedzenia pacjenta lub jego przedstawiciela ustawowego bądź opiekuna faktycznego (?) o takiej odmowie" przez lekarza odmawiającego dokonania aborcji, który nadto jest każdorazowo zobligowany „uzasadnić i odnotować ten fakt w dokumentacji medycznej". Wprawdzie nieporadnie sklecony przepis art. 39 ust. 1 projektu nie mówi wyraźnie, czego ma dotyczyć owo „uprzednie powiadomienie", ale z kontekstu wynika, że chodzić tu musi o uprzedzające powiadomienie pracodawcy o postawie danego lekarza wobec kwestii dopuszczalności aborcji w aspekcie moralnym. W tym miejscu dochodzi do głosu zwykłe ludzkie pytanie o słuszność: dlaczego ktoś musi deklarować, że zamierza postępować zgodnie z własnym sumieniem? I kolejna wątpliwość: dlaczego prawo nie wymaga analogicznej deklaracji od tego, kto w danym obszarze nie odczuwa sprzeciwu sumienia? Mamy tu do czynienia ze szczególnym rodzajem stygmatyzacji, poprzez wprowadzenie obowiązku niejako spowiedzi á rebours: lekarz ma się spowiadać z tego, że nie chce i nie zamierza grzeszyć. Analogiczny symetryczny obowiązek „informacyjny" nie jest przewidziany dla lekarzy, którzy nie mają profesjonalnych ani etycznych zahamowań, jeśli chodzi o odbieranie życia ludziom jeszcze nienarodzonym – mimo iż, jak wykazałem, aborcja nie jest świadczeniem zdrowotnym w rozumieniu ustawy lekarskiej. Okazuje się raz jeszcze, że dla prawodawcy lekarska akceptacja dla aborcji to bezproblemowy standard zachowania, natomiast nonkonformistyczny sprzeciw wobec dokonania tej czynności wymaga już udokumentowania, uzasadnienia, wytłumaczenia, a może nawet i służbowego wybaczenia?

Czytelnik zechce dostrzec, że cały powyższy wywód jest utrzymany w wodzach dyskursu prawniczego, a więc bez odwołania się do aksjologii, mimo że jest mu zapewne znane jednoznaczne stanowisko autora w przedmiocie bezwarunkowej afirmacji dla życia ludzkiego (por. w tym względzie: „Kto u nas ma prawo do życia", „Rzeczpospolita" z 9 kwietnia 2014 r.).

Projekt prawodawczy w druku senackim nr 1034, który oby przepadł bez śladu w legislacyjnym maglu, zdradza zacietrzewienie ideologiczne, wyrażające się w zdeterminowaniu, aby per fas et na fas utrzymać stan dezinformacji w środowisku lekarskim (nie mówiąc już o społeczeństwie jako całości) co do granic etycznych i prawnych gwarancji swobody wykonywania zawodu lekarza w obszarze uznanym z określonych postpostępowych pozycji za wrażliwy i newralgiczny. Przebija w nim również złowróżbna wola przesłonięcia warsztatowej nieudolności legislatora, który nie potrafił bądź nie odważył się stworzyć jasnej i spójnej regulacji prawnej w konkretnej sprawie, a zdemaskowane błędy bądź świadome zafałszowania chciałby teraz zaklajstrować pozorną nowelizacją, mającą w istocie jedynie ochronić i obronić skrycie zamierzone cele tej regulacji.

Autor jest adwokatem z Wrocławia

Gdy pod koniec 2018 r. zostałem oficjalnie poproszony o zgłoszenie – w trybie szczególnie pilnym – uwag do projektu nowelizacji m.in. art. 39 ustawy z 5 grudnia 1996 r. o zawodach lekarza i lekarza dentysty (druk senacki nr 1034), przyszło mi od razu na myśl, że to nieoczekiwane wyróżnienie musi mieć związek z moją publikacją pt. „Klauzula gwałcąca sumienia" („Rzeczpospolita" z 23 lipca 2014 r.). Po gorliwym, choć pośpiesznym, wykonaniu powierzonego mi zadania uznałem zatem, że informacja o moim stanowisku w tym przedmiocie, choćby ze względu na powagę sprawy, należy się również czytelnikom ówczesnego wystąpienia.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Podsłuchy praworządne. Jak podsłuchuje PO, to już jest OK
Opinie Prawne
Antoni Bojańczyk: Dobra i zła polityczność sędziego
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Likwidacja CBA nie może być kolejnym nieprzemyślanym eksperymentem
Opinie Prawne
Marek Isański: Organ praworządnego państwa czy(li) oszust?
Opinie Prawne
Marek Kobylański: Dziś cisza wyborcza jest fikcją