Bunt przedsiębiorców: reakcja na nieład w restrykcjach

Politycy partii rządzącej zapowiadają ogłoszenie „Nowego Polskiego Ładu". Zamiast tworzyć kolejny wielki plan, należy jednak najpierw zatrzymać nieład i chaos w decyzjach dotyczących restrykcji.

Publikacja: 10.02.2021 21:00

Bunt przedsiębiorców: reakcja na nieład w restrykcjach

Foto: Bloomberg

Podczas konferencji prasowej 5 lutego przedstawiciele rządu zapowiedzieli częściowe otwarcie hoteli oraz niektórych obiektów kulturalnych i sportowych. Kiedy jedna z dziennikarek zapytała o szczegóły, wicepremier Jarosław Gowin powiedział, że będą one dopiero ustalane i uwzględnione w rozporządzeniu.

Dlaczego projekt rozporządzenia nie był gotowy w dniu konferencji? W ten sam sposób rządzący postępują od pierwszych dni pandemii. Poza tym po raz kolejny nie przestawiono wskaźników, na podstawie których miałyby być podejmowane decyzje. Premier Mateusz Morawiecki mówił o „wariantowym planowaniu rzeczywistości", ale nadal nie wiemy, jakie to warianty i od czego zależą. Arbitralne decyzje władzy osłabiają jej wiarygodność w oczach przedsiębiorców i innych grup społecznych.

Bagatelizowanie kolejnych fal wirusa

Na początku pandemii w Polsce i wielu krajach europejskich władze podejmowały gwałtowne i szerzej niekonsultowane decyzje. Można to zrozumieć ze względu na tempo, w jakim wirus rozprzestrzeniał się w Europie. Te początkowe doświadczenia oraz ostrzeżenia o tym, że czeka nas druga fala pandemii, powinny jednak posłużyć jako lekcja dla rządzących. Niestety, mniej więcej półroczny okres pomiędzy pierwszymi zakażeniami a jesienną drugą falą nie został przez rządzących odpowiednio wykorzystany.

W czerwcu ubiegłego roku prezydent Andrzej Duda zapytany o to, „jak Polska przygotowuje się do drugiej fali koronawirusa, która ma podobno nadejść jesienią", odpowiedział: „Nikt nie wie, czy druga fala epidemii koronawirusa będzie, czy też nie. Oczywiście, są różne spekulacje, ale podkreślam, to są spekulacje".

Na początku lipca premier Morawiecki cieszył się, „że coraz mniej obawiamy się tego wirusa, tej epidemii. To jest dobre podejście, bo on jest w odwrocie. Już teraz nie trzeba się jego bać". Nie uspokoiło to przedsiębiorców, a w lipcowym badaniu Pracodawców RP 90 proc. właścicieli firm odpowiedziało, że niepokoi się możliwością nawrotu epidemii.

Pomiędzy majem a październikiem 2020 r. należało przygotowywać plany na dalsze etapy pandemii i organizować wokół tych planów szeroko zakrojone konsultacje, z udziałem m.in. przedsiębiorców i ekspertów od gospodarki. Wtedy też można było przygotować i skonsultować projekty kolejnych „tarcz" i wsparcia dla podmiotów dotkniętych zakazami i ograniczeniami działalności.

Dzięki temu w dniu wejścia w życie restrykcji, w związku ze spełnieniem przesłanek zapisanych w gotowych planach, przedsiębiorcy wiedzieliby, kiedy i jakich rekompensat mogą oczekiwać.

Od braku planu do planu „nieodpowiedzialnego"

Gdy 24 października 2020 r. zaostrzano restrykcje, żaden plan nie został ogłoszony. Nie podano też w dniu zamknięcia niektórych branż konkretnych informacji, w jaki sposób zostanie im to zrekompensowane i na jakie zwolnienia z danin publicznych mogą liczyć. Dopiero 21 listopada rząd zaprezentował „kompleksowy plan działania na nadchodzący czas – 100 dni solidarności w walce z Covid-19". Branżowa tarcza 2.0 wystartowała w połowie stycznia 2021 r.

„Kompleksowy plan" zakładał, że po „etapie odpowiedzialności" z silnymi restrykcjami nadejdzie „etap stabilizacji", w którym restrykcje miały być łagodzone i zróżnicowane dla powiatów w czerwonych, żółtych i zielonych strefach. Ten drugi etap miał zostać uruchomiony 28 grudnia 2020 r., o ile pozwoliłaby na to sytuacja epidemiczna. Następnie wejście w życie „etapu stabilizacji" przesunięto na 18 stycznia 2021 r., co uzasadniano m.in. koniecznością zatrzymania ludzi w domach w okresie szkolnych ferii.

W ramach „kompleksowego planu" zapowiedziano też, że gdyby sytuacja gwałtownie się pogorszyła, to wprowadzona zostanie „kwarantanna narodowa" z jeszcze większymi restrykcjami. Do dziś „etap stabilizacji" nie zaczął być realizowany, a cały plan opierał się tylko na jednym wskaźniku – średniej liczby zachorowań z ostatnich siedmiu dni.

Tego typu plany są dla przedsiębiorców bardzo ważne. Dzięki uzależnieniu natężenia i zakresu restrykcji od mierzalnych wskaźników właściciele firm mogą planować, negocjować umowy, dogadywać się z partnerami biznesowymi i pracownikami, czy lepiej zarządzać posiadanymi środkami finansowymi. Oczywiście musi być to powiązanie z dostarczaniem przez rząd wiarygodnych i aktualnych danych pozwalających analizować sytuację w przeszłości i prognozować.

Dlaczego rządowy plan nie zaczął być realizowany? Do tej pory nie uzyskaliśmy jasnej odpowiedzi. Najczęściej pojawiającym się argumentem są restrykcje w innych krajach. Skoro rządzący posługują się takim uzasadnieniem, to dlaczego „kompleksowy plan" nie był uzależniony także od liczby zachorowań np. w krajach sąsiadujących z Polską?

Poważnym błędem rządzących było oparcie planu na jednym wskaźniku. 1 lutego 2021 r. zwrócił na to uwagę sam minister zdrowia, który na pytanie o plany z listopada 2020 odpowiedział, że „głównym wyznacznikiem jest dzienna liczba zakażeń, (...) ale w gruncie rzeczy nieuwzględnianie innych informacji byłoby kompletnie nieodpowiedzialne". Kto konkretnie stworzył nieodpowiedzialny plan? Dlaczego został ogłoszony, skoro był taki zły?

Walka z pandemią: bez analiz, bez planów, „bez żadnego trybu"

Politycy partii rządzącej nie poradzili sobie także z wprowadzeniem właściwych narzędzi prawnych do walki z pandemią. Grzechem pierworodnym było nieskorzystanie z mechanizmów, które były gotowe w konstytucji – jednego ze stanów nadzwyczajnych. Tylko wtedy mogą zostać wprowadzane w Polsce tak daleko idące ograniczenia określonych w ustawie zasadniczej praw i wolności człowieka.

Zdaniem wielu prawników zawarte w rozporządzeniach restrykcje nie miały i nadal nie mają właściwych podstaw prawnych, ale rządzący to ignorują.

Z jednej strony poseł PiS Bolesław Piecha po powrocie z wczasów na Kubie mówił przedsiębiorcom, że mają przestrzegać restrykcji, ponieważ „dura lex, sed lex" (łac. twarde prawo, ale prawo). Z drugiej strony coraz więcej wyroków sądów uchyla kary nakładane w związku z bezprawnymi zakazami i nakazami.

Brakuje też uzasadnienia, dlaczego niektóre miejsca są otwierane lub zamykane, a inne nie. Dlaczego odzież, buty czy telewizor można było kupić w hipermarkecie, ale już nie w specjalizujących się w tych towarach sklepach w tym samym centrum handlowym? Dlaczego otwarte były salony kosmetyczne, ale już nie solaria? Dlaczego ośrodkom narciarskim najpierw pozwolono działać, by potem tego zakazać, by później znów je otworzyć? Rząd nie potrafi udzielić odpowiedzi opartych na badaniach, bo takie nie są prowadzone.

Oczywiście ważnym elementem „buntu przedsiębiorców", którzy decydują się na to, by otwierać swoje firmy, jest aspekt finansowy. Ale właścicieli przedsiębiorstw boli także słaba komunikacja rządu. Politycy powinni zacząć operować planami, które opierają się na wielu mierzalnych wskaźnikach, prowadzić więcej analiz danych, nie traktować przedsiębiorców z arogancją i nie posługiwać się groźbami represyjnych kontroli. Zanim premier ogłosi kolejny wielki plan, tzw. Nowy Polski Ład, powinien zapanować nad obecnym informacyjnym nieładem i chaosem w zarządzaniu restrykcjami.

Marek Tatała jest ekonomistą i wiceprezesem fundacji Forum Obywatelskiego Rozwoju (FOR)

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację