W ramach dobrych zmian władza postanowiła im pomóc. Wprowadzono zakaz handlu w niedzielę. „Wspieranie rozwoju rodzimej przedsiębiorczości jest wartością dodaną Ustawy" – pisali związkowcy, autorzy tego pomysłu.
Po roku obowiązywania zakazu jest jasne, jaka jest skuteczność tego wsparcia. Mniej więcej taka, jak rzucanie cegły dziurawki na pomoc tonącemu. Oczywiście jego autorzy pewnie byliby w stanie napisać zgrabne uzasadnienie, że „rzucanie cegłą w tonących dodatkowo wzmacnia polski przemysł ceramiczny, a tonący zyskają źródło energooszczędnych (wszak to dziurawka) materiałów budowlanych". Ale nawet najbardziej kreatywni działacze muszą skapitulować przed liczbami.
Są one dla „cegłówkowego" wsparcia bezlitosne. Z danych Polskiej Izby Handlu wynika, że jesienią 2018 roku obroty małych sklepów spadły w stosunku do tego samego okresu w 2017 roku. Według prognoz „Rzeczpospolitej" w 2019 roku zniknie ponad 5 tys. małych, tradycyjnych sklepów. Przybędzie za to prawie 2 tys. dyskontów czy supermarketów.
Co zawiodło? Odpowiedź jest prosta – myślenie. Czy inicjatorzy zakazu się spodziewali, że wielkie sieci dyskontów grzecznie pozbierają zabawki i nie zrobią nic, by uchronić się przed stratami? No to się pomylili, bo duże sklepy z pomocą akcji promocyjnych, obniżek itd. uratowały swoje obroty. Skłoniły przy tym klientów do robienia zakupów na zapas, w inne dni. A na co ma robić promocję hipotetyczny pan Henryk, który od 20 lat z żoną prowadzi osiedlowy sklepik – skrzyżowanie warzywniaka z drobną spożywką? 20 lat żył sobie spokojnie, a teraz zagląda mu do oczu widmo plajty. Jaką on zrobi promocję na czterech marchewkach? Albo na ośmiu plasterkach wędliny? A po takie ilości towarów przychodzą klienci w niedzielę! Słyszycie to głośne „łup"? To cegłówka związkowej pomocy właśnie koncertowo rozwaliła mu budowany przez lata interes.
Co gorsza, kupka cegieł gotowych do rzucania „na pomoc" systematycznie rośnie. Opisywana już sprawa rekompensat za podwyżki cen prądu wzbudziła panikę wśród firm pochłaniających duże ilości energii. Bo jeśli dostaną rekompensaty, a Unia Europejska uzna je za niedozwoloną pomoc publiczną – to pieniądze trzeba będzie zwrócić! I co wtedy? Nastąpi przeliczanie wartości świadczonych usług, kosztów wytworzenia towarów itp. A jeśli np. huta sprzeda stal, licząc koszt prądu z rekompensatą, a za rok będzie musiała rekompensatę oddawać? Przecież nie zażąda od klienta dopłaty po 12 miesiącach od realizacji umowy! Czy np. samorządy będą jesienią ścigać pasażerów tramwajów o dopłaty za bilety kupione wiosną? Obłęd!