O łaskawości naszego państwa przekonał się właśnie bokser Artur Szpilka, który razem ze swym psem postanowił zdobyć szczyt Śnieżki mimo trzeciego stopnia zagrożenia lawinowego. Gdy warunki się pogorszyły, pięściarz zadzwonił po GOPR. - Takiej akcji to jeszcze nie mieliśmy, z Pumbusiem lecimy ratownikiem – relacjonował na żywo, gdy goprowcy zwozili ich do schroniska.

Nie dziwią głosy oburzenia na lekkomyślność sportowca, dla którego nie był to chyba pierwszy pobyt w górach. Dobrze, że akcja Karkonoskiej Grupy GOPR się udała. Ale przecież oni nie prowadzą biznesu pod nazwą transport lekkomyślnych turystów (czy to jakaś nisza rynkowa?), tylko mają nieść pomoc ofiarom wypadków. Za bezzasadne wezwanie pogotowia grożą już kary. Może czas zrobić kolejny krok? Turyści zaś powinni wreszcie zacząć podejmować odpowiedzialne decyzje. Gdy jest groźnie - zostać w schronisku. I przede wszystkim: nim ruszą na wyprawę, na wszelki wypadek się ubezpieczyć. Jeśli tego nie dopełnią – trudno, niech płacą. GOPR to nie jest górska taksówka.

Niestety ciągle nam do tego daleko. Praktycznie co tydzień słychać, że gdzieś w Polsce bezzasadnie wzywa się ratowników tylko dlatego, że komuś odechciało się dalszego marszu. A już prawdziwą plagą stały się imprezy, których uczestnicy udają, że nimi nie są i że niby każdy indywidualnie rusza w góry. Bezkarnie omijają prawo, bo gdyby byli grupą, na wyjście musieliby mieć zgodę GOPR.

Ratowanie życia jest – i powinno być – darmowe, niezależnie od tego, czy ratowany zawinił czy nie. Ale odpowiedzialność ubezpieczeniowa to co innego. Naraziłeś bezpieczeństwo swoją bezmyślnością? Ubezpieczyciel zapłaci GOPR, ale ty nie wykupisz już taniej polisy. A jeśli nie miałeś polisy? Cóż, trzeba było się ubezpieczyć.