Od samego początku jednym z filarów programowych Zjednoczonej Prawicy były zmiany w sądach. Dziś PiS woli pomijać ten punkt swojego programu. W przemówieniach towarzyszących prezentacji Polskiego Ładu liderzy ani razu nie nawiązali do tej sprawy. Nie było też rytualnych deklaracji o konieczności przywrócenia Temidy obywatelom. Nic o nadzwyczajnej kaście, sędziach kradnących części do wiertarek czy o konieczności rozprawienia się z tymi, którzy mają komunistyczną przeszłość. To znak, że PiS, wyczerpany politycznie w starciu o praworządność z Brukselą, zaczyna myśleć pragmatycznie. Woli ten temat marginalizować.
W tych nowych realiach niekomfortowo może czuć się Zbigniew Ziobro, który był największym beneficjentem zmian w sądach, zbijając na „reformowaniu” wymiaru sprawiedliwości polityczny kapitał. Do Jarosława Kaczyńskiego zaczyna docierać, że brnięcie w spór z Brukselą się po prostu nie opłaca, gdy na szali mogą być miliardy euro, na których opiera się Polski Ład. Stworzony w UE mechanizm „fundusze za praworządność” jest ciągle papierowym straszakiem, ale tak nie musi być zawsze, zwłaszcza że o jego użycie wobec Polski zabiega europejska lewica.
Czytaj także: