W to, z czym kojarzy piątek wieczór w znienawidzonej przez nich cywilizacji. Wzięli na cel ludzi spędzających czas z rodzinami i przyjaciółmi w restauracjach, kibiców sportowych i fanów muzyki rockowej.

Posługujący się terrorem zwolennicy skrajnego islamu sami beztroski nienawidzą, chowają w domach swoje żony i dzieci. Nienawidzą muzyki rockowej, kibicek i śpiewów na stadionach.

Tak jak nienawidzą wolności słowa, którą w skrajnej wersji praktykował publikujący karykatury tygodnik „Charlie Hebdo”. Zaatakowany brutalnie dziesięć miesięcy temu.

Teraz wybrali imprezy, w których głównymi gwiazdami byli piłkarze z Francji i Niemiec, oraz muzycy ze Stanów Zjednoczonych. Jednocześnie uderzyli w ten sposób w trzy potęgi Zachodu. A dokonując zamachu pod Stadionem Francji, na którym był prezydent, pokazali, że nikt nie może się czuć bezpieczny.

Terroryści aplikują nam coraz większą dawkę grozy, przekraczają granice i uderzają w kolejne symbole Zachodu. I liczą na to, że ze strachu przyjmiemy ich reguły gry i ich zasady, schowamy się w domach i zrezygnujemy z beztroski.

Skutki, które już znamy, też są symboliczne – po raz pierwszy od końca drugiej wojny światowej jednocześnie zginęło w Paryżu tak wielu ludzi, sto kilkadziesiąt osób.

Wielkie wspaniałe miasto Paryż na chwilę wstrzymało bieg, narzuciło sobie reguły godziny policyjnej, wyłączyło metro i wpuściło wojsko na ulice. A państwo zapowiedziało zamknięcie granic. To też symbol.

Zapewne akcja zamykania, wstrzymywania, wyłączania dopiero się zaczyna, nie tylko we Francji. Najkrwawszy zamach terrorystyczny na kontynencie rozpocznie nową fazę wojny z terrorem. I w Europie i w miejscach, gdzie rodzą się idee dżihadyzmu. Jeżeli się potwierdzi, że za zamachem stoi tak zwane Państwo Islamskie, to Francja i jej sojusznicy nie będą mieli innego wyjścia, niż wzmożenie ataków na jej przywódców i bojowników.

Po raz kolejny walka z terrorem postawi nas przed dylematem – na ile można zrezygnować z zachodnich wolności i wartości na rzecz zwiększenia bezpieczeństwa i w imię likwidacji zagrożenia. A także do jakiego stopnia można zrezygnować z zasad obowiązujących w Unii Europejskiej, której czołowe państwo zostało bezwzględnie zaatakowane, takich jak wolność poruszania się. Zapewne europejscy przywódcy nie pozwolą, by terroryści pogrzebali na dobre Schengen, bo trwałe odejście od otwartych granic jest początkiem końca Unii Europejskiej.

Bo to, że na jakiś czas UE się zmieni, nie ma wątpliwości. Obrazki z zaatakowanego przez terrorystów Paryża odegrają w sprawach wolności i bezpieczeństwa podobną rolę, jak zdjęcia zwłok malutkiego Aylana Kurdiego na tureckiej plaży odegrały w kwestii uchodźców. Tylko że będą miały odwrotny skutek: zamiast otwarcia, zamknięcie. Zamiast litości – lęk przed obcymi. Oby nie zapłaciły za to muzułmańskie ofiary dżihadystów, ci, którzy przed nimi uciekają z Bliskiego Wschodu.