Burmistrz, ponownie rozpatrując wniosek o ustalenie warunków zabudowy, zajął się licznymi protestami mieszkańców. Ci obawiali się zasięgu oddziaływania inwestycji oraz obniżenia wartości sąsiadujących z nią działek. Na tej podstawie burmistrz doszedł do wniosku, że przedsięwzięcie będzie uciążliwe dla mieszkańców, m.in. z powodu odoru. Nakazał inwestorowi przedstawić charakterystykę wpływu planowanej inwestycji na środowisko. W tym czasie doszło do uchwalenia miejscowego planu. Burmistrz umorzył więc postępowanie w sprawie wydania warunków.
Hodowca odwołał się do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie. Twierdził, że postępowanie było celowo przewlekane, tak by nie wydać korzystnej dla niego decyzji. Władze samorządowe mogły zawiesić wydanie decyzji tylko na dziewięć miesięcy. Tymczasem po upływie tego terminu miejscowego planu dalej nie było. A to oznacza, że powinny wydać warunki zabudowy. Nie zrobiły tego, tylko dalej pracowały nad planem i w końcu uchwaliły go z dużym poślizgiem.
Inwestor nic nie wskórał. WSA doszedł do wniosku, że warunki zabudowy wydaje się tylko wtedy, gdy nie ma miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego, a data wszczęcia postępowania w sprawie ustalenia warunków zabudowy nie ma znaczenia. Istotny jest stan prawny obowiązujący w dacie wydawania decyzji. Jeżeli plan miejscowy wchodzi w życie po wszczęciu postępowania w sprawie ustalenia warunków zabudowy, w trakcie takiego postępowania nie jest możliwe wydanie decyzji merytorycznej. Wejście w życie miejscowego planu oznacza, że od tej pory to on stanowi podstawę ustaleń sposobu zagospodarowania terenów, bez konieczności (i możliwości) wydawania dodatkowej decyzji w tym zakresie.
Inwestor może oczywiście wystąpić o wydanie pozwolenia na rozbudowę. Musi jednak liczyć się z tym, że administracja architektoniczna i budowlana oceni, czy inwestycja będzie zgoda z planem czy nie.
Inwestor odwołał się do NSA. Ale i tu przegrał. Sąd kasacyjny był podobnego zdania co WSA.
Sygnatura akt: II OSK 2689/17