Na największym polskim festiwalu padł już podobno rekord wysokości honorariów dla artystów, a ma jeszcze paść rekord frekwencji. Zadziałała magnetyczna siła gwiazd, które można obejrzeć w niezwykle bogatym wyborze dla wielu pokoleń, płacąc do 600 zł za czterodniowy karnet. Dla młodych fanów to oferta lepsza niż jeden koncert The Rolling Stones.
Specjalnością Open'era od początku było bowiem pokazywanie w muzyce tego, co najświeższe, a jeśli już przyjeżdżał klasyk – jak choćby nieodżałowany Prince – to w stanie twórczej erupcji. W tym roku najdroższą gwiazdą będzie Bruno Mars, wykonawca hitu „Uptown Funk", pierwszy muzyk w historii show-biznesu, który na solowym tournée zarobił 200 mln dolarów w ciągu roku.
Na najnowszej płycie „24 K Magic" w inteligentny sposób połączył przebojowość z nowoczesnością i ironią na temat amerykańskiego sukcesu, którego symbolem jest złocona makieta Las Vegas, czyli miasto zbudowane na piasku. Płyta cieszyła się tak wielką popularnością, że fani w jeden dzień kupili milion biletów na towarzyszące jej tournée. W tym roku tylko na czterech koncertach w Japonii Mars miał przychód ponad 15 mln dolarów. W Europie Amerykanin daje 12 koncertów, m.in. na paryskim Stade de France i w londyńskim Hyde Parku. Produkcja Marsa przyjedzie na Open'er w 12 ciężarówkach, a finałowy koncert 7 lipca będzie najbardziej spektakularny w historii imprezy.
Czytaj także: Koncertowa mapa Polski
Arktyczne małpy
5 lipca pojawi się na scenie Open'era jeden z najpopularniejszych zagranicznych zespołów w Polsce, czyli Depeche Mode. Po premierze albumu „Spirit" zagrali już na PGE Narodowym, a także w halach Krakowa, Łodzi i Gdańska, ale chętnych do usłyszenia na żywo „Enjoy The Silence", „Personal Jesus", „Barrel Of A Gun", a także najnowszego hitu „Revolution" – nigdy nie brakuje.