Album kupiło 30 mln fanów. Rockowa opera o alienacji gwiazdy stała się metaforą zagubienia we współczesnym świecie. Tytuł urósł do rangi symbolu – niegdyś podzielonej Europy, a obecnie skłóconych narodów. Efekt wzmocnił film z Bobem Geldofem (1982)

„The Wall" ze skandowanym okrzykiem „Zburzyć mur, zburzyć mur!" uświetniło w Berlinie w 1990 r. połączenie podzielonych wcześniej części Niemiec. 

Obecnie zaś służy do piętnowania wojen religijnych, w tym konfliktów na Bliskim Wschodzie i krytyki polityki Izraela wobec Palestyńczyków. A jest też mur meksykański.

Rozpad kwartetu

Ale mury rosły także w zespole. Kryzys w Pink Floyd rozpoczął się długo przed nagraniem „The Wall”. Waters nie wytrzymywał presji sławy. Wizerunek lidera najlepszej progresywnej grupy zepsuł w 1977 r. podczas tournée promującego album „Animals”. Na koncercie w Montrealu próbował bezskutecznie uciszać tłum, który go zagłuszał i nie pozwalał śpiewać. Gdy jeden z fanów chciał wdrapać się na scenę – basista napluł mu w twarz. To był największy skandal w historii zespołu.

Komponowanie „The Wall” stało się rodzajem terapii. Kanwę stanowił koszmar rockowego idola, któremu śni się, że staje się rodzajem faszystowskiego dyktatora. W autobiograficznych piosenkach Waters rozliczył się z bolesnymi doświadczeniami – sieroctwem po śmierci ojca, którego nigdy nie poznał, złymi relacjami z matką, kłopotami w szkole i nieudanymi związkami z kobietami.

– Zrozumiałem, że nigdy nie byłem taki, jaki chciałem być – wspominał. – Czując się niepewnie, byłem dla ludzi odpychający. Strach przed nimi wywoływał we mnie agresję. Potem zacząłem się izolować. Stąd wzięła się idea pokazania ściany między mną a widownią.

Główny temat „Another Brick in the Wall” pojawił się na albumie w trzech postaciach. Historia powstania utworu jest niesamowita: Waters wykorzystał riff ze skomponowanego w 1968 r. „Set the Controls for the Heart of the Sun”, którego linijka brzmiała „Kim jest ten mężczyzna, który pojawił się na murze?”.

Roger, nim jeszcze zaczął pracować z zespołem, chciał projektować wizualizację piosenek, dlatego wstępne wersje nagrań przedstawił grafikowi Geraldowi Scarfe’emu. Kiedy ten zachwycił się piosenkami, basista, zawstydzony ekshibicjonizmem tekstów, wyznał: „Wiesz, czuję się tak, jakbym ściągnął przed tobą majtki i narobił na środku pokoju…”.

Kosztowny błąd z Wrightem

Płyta i towarzyszące mu tournée przeszły do legendy również dlatego, że stanowiły najważniejsze i ostatnie przedsięwzięcie zespołu w najmocniejszym składzie: Waters – Gilmour – Wright – Mason. Było wielkim finałem działalności kwartetu, ale też ujawniło kryzys, którego nikt nie potrafił opanować. Między muzykami wyrósł mur.

Waters, uświadamiając sobie wszystkie swoje wady, nie miał już sił, by naprawić złe relacje z kolegami z grupy. Z gitarzystą Davidem Gilmourem różniło ich wszystko: pochodzenie, wychowanie, poglądy na sztukę i politykę. Musieli pracować razem również dlatego, że pod koniec lat 70. Pink Floyd wpadło w długi, straciwszy ponad 3 mln funtów na nietrafionych inwestycjach. Nagranie nowej płyty stało się koniecznością. Podczas sesji dochodziło do kłótni. Waters wyrzucił z zespołu pianistę Ricka Wrighta. Ironią losu było to, że kiedy grupa straciła na „The Wall Tour” 600 tysięcy dolarów, jedynym muzykiem, który zarobił na koncertach, był... Wright. Nie będąc udziałowcem joint venture, pobierał bowiem gaże jako wynajęty muzyk.

Pół miliarda

W 1980 r. odbyło się tylko 31 koncertów „The Wall”. Mało, biorąc pod uwagę, że kosztowały 1,5 mln dolarów. 

Za scenografię rock opery odpowiadał Marc Fisher. Dziś znany jest głównie jako projektant monumentalnego show „U2 360”. Trzy dekady temu nie miał pieniędzy na to, by wizja stworzona przez Watersa zmaterializowała się w widowisku zapierającym dech w piersiach. Były problemy ze sprzętem. Animacje z bohaterami rock opery nie robiły wrażenia. Mur o wysokości 40 metrów, złożony z kartonów, musiał w finale własnoręcznie rozwalać sam Fisher. 

– Można było pomyśleć, że zaprosiliśmy ludzi do cyrku, a zamiast słoni i tygrysów pokazaliśmy pchły – wspominał Waters w „Rolling Stone”.

Po latach Roger Waters , już bez Pink Floyd, zaprezentował koncertową wersję albumu. Fani ekscytowali się efektami wizualnymi pokazywanymi na ekranie typu Imax. Atrakcją była oryginalna scenografia Geralda Scarfe'a, autora oprawy graficznej albumu i filmu „The Wall", kwadrofoniczne dźwięki, efekty pirotechniczne i gigantyczne dmuchane lalki.

Na tournee w latach 2010-2013 Waters zanotował wpływy pół miliarda dolarów. Ale mur między nim a Gilmourem wciąż trwa. Fani Pink Floyd czekają na comeback.