- Muzyka jest jak sport. Powinna być dostępna dla wszystkich – twierdził Pavarotti.
Wyjątkowa skala, barwa – te atutu jego głosu podkreślają wszyscy.
Występ w Rzymie w 1990 roku z dwoma innymi świetnymi tenorami - Jose Carrerasem i Placido Domingo – przeszedł do historii. Oglądało go 6 tysięcy ludzi na żywo i 800 milionów widzów przed telewizorami – o okolicznościach tego występu opowiada w filmie Placido Domingo.
Pavarotti pochodził z niezbyt zamożnej rodziny z Modeny - jego ojciec piekł chleb, a matka pracowała w fabryce papierosów. W dzieciństwie i młodości pasjonował się piłką nożną – grał na pozycji bramkarza. Do śpiewania zachęcali go rodzice, ojciec śpiewał w miejscowym chórze. Kiedy Luciano stanął do pierwszego konkursu wokalnego w 1961 roku, miał 26 lat i pracował jako agent ubezpieczeniowy. Był już wtedy pulchny, ale nie miał jeszcze obfitej oprawy wąsów i brody, ani diabolicznie energetycznego spojrzenia – co zobaczą widzowie dokumentu. Mimo, że wygrał, miejscowa opera wcale nie chciała go zatrudnić. Wszystko zmieniło się w londyńskiej Covent Garden, gdy wystąpił na scenie w zastępstwie chorego tenora i zyskał uznanie widzów i pozytywne recenzje. Szczęście przyniosła mu partia Rudolfa w „Cyganerii – traktował ją potem jako talizman powracając do niej w trudniejszych momentach. W 1968 roku tę rolę zaproponowano mu w Metropolitan Opera. Do współpracy w La Scali zaprosił go Herbert von Karajan, którego uważał potem za swego męża opatrznościowego i bardzo cenił.
Pavarotti umiał się promować i traktować jak reklamowy produkt. Wiedział, że liczy się rozpoznawalność i wizerunek – i konsekwentnie go tworzył. Chciał się wyróżniać.