T.S. został ukarany karą dyscyplinarną nagany za to, że jako dowódca konwoju osadzonego do sądu wyszedł z sali rozpraw na 10 minut i w tym czasie rozmawiał przez telefon komórkowy. Zdaniem Komendanta Wojewódzkiego, a po odwołaniu także Komendanta Głównego, swoim zachowaniem funkcjonariusz naruszył dyscyplinę służbową określoną w ustawie o Policji oraz zarządzeniu w sprawie metod i form wykonywania przez policjantów konwojów i doprowadzeń.
Policjant tłumaczył się, iż czekał na bardzo ważny telefon od lekarza związany z chorobą jednego z członków jego rodziny. W jego ocenie konwojowany nie miał możliwości ucieczki, zakłócenia porządku rozprawy oraz spowodowania innego wydarzenia nadzwyczajnego.
Nie przekonało to jego przełożonych. Mężczyzna o sprawiedliwość postanowił walczyć przed sądem administracyjnym. W skardze nie zgodził się ze stanowiskiem Komendanta Głównego Policji, jakoby swoim zachowaniem w jakikolwiek sposób uczynił nieprawidłowym konwojowanie osadzonego na salę rozpraw czy też naraził na wystąpienie sytuacji stwarzającej prawdopodobieństwo ucieczki czy samouwolnienia osoby konwojowanej.
Jak podkreślał, konwojowana osoba nie stwarzała żadnych problemów i zachowywała się prawidłowo, ponadto od funkcjonariuszy Służby Więziennej Aresztu Śledczego uzyskał informację, iż osadzony zachowuje się poprawnie i wykonuje polecenia.
W ocenie T.S. zarówno Komendant Wojewódzki, jak i Główny błędnie przyjęli, iż na sali rozpraw powinni bezwzględnie przebywać obaj konwojenci. Nie zgodził się też ze stanowiskiem, że swoim zachowaniem w jakikolwiek sposób mógł doprowadzić do ucieczki lub usiłowania uwolnienia się osadzonego.