Lokatorów ze Wzgórza Dreszera nie mogliśmy pozostawić samych

O tym, jak można pomagać mieszkańcom z problemami mieszkaniowymi, mówi Michał Guć, wiceprezydent Gdyni.

Publikacja: 28.11.2019 19:00

Lokatorów ze Wzgórza Dreszera nie mogliśmy pozostawić samych

Foto: materiały prasowe

Jeszcze dwa lata temu na Wzgórzu Orlicz-Dreszera znajdowało się jedno z najstarszych osiedli Gdyni, tzw. „Pekin". Teraz niknie ono w oczach. Co się dzieje?

Osiedle ma niemal tyle lat co Gdynia. Mieszkali tam napływowi robotnicy, którzy budowali miasto. Były to zlokalizowane na prywatnych gruntach biedadomki, baraki, które miały stać tylko na czas budowy Gdyni, a potem zniknąć. Tak się jednak nie stało. Osiedle przetrwało II RP, okupację, komunizm i 25 lat wolnej Polski.

Paradoksalnie to co tymczasowe często zostaje na stałe. Podobnie było z warszawskimi domami, w których mieszkali robotnicy budujący Pałac Kultury. Do dziś stoją na stołecznych Jelonkach. Domki na Wzgórzu są też świadectwem historii. Po co je rozbierać?

Gdyńskie osiedle powstało dużo wcześniej, w latach 20. i 30. To nie były domy z prawdziwego zdarzenia, budowano je z tego, co było pod ręką. Ich standard był dramatycznie niski. Niektóre miały szamba, ścieki z innych płynęły dróżkami, bo nie było tam ulic z prawdziwego zdarzenia. Woda była doprowadzana do domków wężami ogrodowymi. Dym z palenisk był powodem zanieczyszczeń powietrza.

To nie było dobre miejsce do życia. Być może zostałyby rozebrane wcześniej, ale stały one na terenach, które od zawsze były prywatne. Miasto nie miało możliwości interwencji.

A co takiego stało się teraz, że miasto zaczęło działać?

Prywatni właściciele tych terenów postanowili pozbyć się mieszkańców osiedla. Zaczęli wypowiadać umowy dzierżawy. Drastycznie podwyższyli czynsze. Lokatorzy byli straszeni. Niemal z dnia na dzień stanęli przed perspektywą bezdomności.

Nie mogliśmy pozwolić na to, by trafili do schronisk. Postanowiliśmy uruchomić nadzwyczajne instrumenty wsparcia. Tak powstał program osłonowy.

Na czym polega?

Przede wszystkim na indywidualnej pracy z poszczególnymi rodzinami, ukierunkowanej na znalezienie optymalnych rozwiązań w tej trudnej sytuacji. Podjęła się tego wyspecjalizowana ekipa pracowników socjalnych, streetworkerów z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. Występowały tam różne problemy wynikające z wieku, stanu zdrowia, niepełnosprawności czy relacji rodzinnych.

Jednak największym wyzwaniem była oczywiście kwestia mieszkaniowa. Większość tych osób nie mogła ubiegać się o lokal komunalny ani socjalny. Ich dochody przekraczały poziom pozwalający starać się o takie mieszkanie. Jednocześnie dochody te były zbyt niskie, by uzyskać kredyt mieszkaniowy.

Zaproponowaliśmy, że dopłacimy im do wynajmu mieszkań na wolnym rynku. Przykładowo, jeżeli rodzina płaciła na Wzgórzu Dreszera za dzierżawę domku 400 zł, a najem mieszkania kosztuje 1200 zł, płacimy różnicę między tymi dwoma kwotami, czyli 800 zł. Chodziło nam o to, by wyprowadzka w cywilizowane warunki nie wiązała się z pogorszeniem sytuacji finansowej.

Wszyscy mieszkańcy skorzystali z programu?

Na Wzgórzu Dreszera mieszkało 145 rodzin. Dziś jest ich 14. Kilkanaście rodzin w najtrudniejszej sytuacji otrzymało mieszkania z zasobu komunalnego. Większość jednak wyprowadziła się, korzystając z programu osłonowego.

Co się stanie z tymi, którzy zostali?

Nie namawialiśmy nikogo do wyprowadzki. Zawsze były to suwerenne decyzje tych osób. Skorzystali ci, którzy chcieli. Wiem, że kilka kolejnych rodzin szykuje się do opuszczenia Wzgórza.

Taka dopłata do najmu mieszkania też zapewne nie będzie obowiązywała w nieskończoność i z czasem byli mieszkańcy Dreszera sami będą musieli sobie poradzić?

To była główna obawa mieszkańców. Mówili: „Wyprowadzimy się. Dostaniemy pomoc przez jakiś czas, a potem miasto zostawi nas samych sobie i co wtedy zrobimy? Nie będzie nas stać na wynajęcie mieszkania i trafimy do schronisk".

Nie mieli racji? Każda pomoc zawsze kiedyś się kończy.

Zgodnie z programem pierwszy okres dopłat do najmu wynosi dwa lata. W tym czasie pracownicy Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej są w stałym kontakcie z osobami korzystającymi z pomocy. Po dwóch latach wspólnie z rodzinami będą analizować ich sytuację materialną. Wtedy zapadną decyzje, co dalej. Przykładowo w przypadku emerytów z góry wiadomo, że ich dochody się nie zwiększą. Będziemy więc nadal dopłacać do czynszu.

Ale są też rodziny, które mają duże szanse na zwiększenie swoich zarobków. Jeżeli w czasie dwóch lat od wyprowadzki ich dochody wzrosły o kilkaset złotych i mogą sami wynająć mieszkanie, to nie musimy im pomagać na takich samych zasadach co wcześniej. Wówczas kwota wsparcia zostanie ograniczona lub wręcz ich udział w programie osłonowym się zakończy.

Według naszych analiz na chwilę obecną 26 rodzin ma szansę wyjść na prostą i usamodzielnić się. W wypadku dalszych 41 istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że tak się stanie.

Jeżeli chodzi o najem mieszkań, kto podejmował decyzje, gdzie te rodziny mają się wyprowadzić, miasto?

Od samego początku programu postawiliśmy na upodmiotowienie osób mieszkających na Wzgórzu Orlicz-Dreszera. Pracownicy socjalni byli z nimi w stałym kontakcie – doradzali, wspierali, w wielu przypadkach stali się swego rodzaju powiernikami. Natomiast nigdy nie podejmowali decyzji za mieszkańców.

To mieszkańcy sami decydowali, gdzie chcą mieszkać. Współpracujemy z agencjami nieruchomości, rodziny mogły skorzystać z ich pomocy, ale to była ich wolna wola. Podejście do poszukiwań było zróżnicowane. 40 proc. rodzin wynajęło mieszkania w pobliżu. Nie chcieli się rozstawać z tym rejonem miasta. Tu ich dzieci chodzą do szkoły, tu mają przyjaciół czy pracę. Inni decydowali, że chcą zamknąć ten etap swojego życia i odciąć się – szukali mieszkań w odległych dzielnicach. To, co łączy jednych i drugich, to zadowolenie z przeprowadzki.

Prowadzimy stały monitoring i badania. 92,3 proc. osób deklaruje, że swoją sytuację mieszkaniową ocenia jako dobrą lub bardzo dobrą. 80 proc. widzi wyłącznie korzyści z przeprowadzki. To, za czym niektórzy tęsknią, to ogródek czy sąsiedzi, z którymi zżyli się przez lata zamieszkiwania na Wzgórzu.

A Wzgórze Dreszera? Jakie będą jego losy, kiedy wprowadzi się ostatni lokator?

Nie my będziemy o tym decydować. To są grunty prywatne. Uchwaliliśmy plan miejscowy dla tych terenów przewidujący wysoką zabudowę mieszkaniową z usługami.

Michał Guć jest wiceprezydentem Gdyni. W swojej pracy zajmuje się m.in. pozyskiwaniem funduszy europejskich, współpracą z sektorem pozarządowym, aktywizacją i wsparciem seniorów, pomocą społeczną, ekonomią społeczną, programami rewitalizacji i organizacjami społeczności lokalnej, budżetem obywatelskim. Był inicjatorem i autorem pierwszego w Polsce i Europie Środkowo-Wschodniej kompleksowego programu współpracy samorządu z organizacjami pozarządowymi. Jest laureatem licznych nagród i wyróżnień przyznanych przez organizacje pozarządowe za działalność na rzecz sektora obywatelskiego.

Jeszcze dwa lata temu na Wzgórzu Orlicz-Dreszera znajdowało się jedno z najstarszych osiedli Gdyni, tzw. „Pekin". Teraz niknie ono w oczach. Co się dzieje?

Osiedle ma niemal tyle lat co Gdynia. Mieszkali tam napływowi robotnicy, którzy budowali miasto. Były to zlokalizowane na prywatnych gruntach biedadomki, baraki, które miały stać tylko na czas budowy Gdyni, a potem zniknąć. Tak się jednak nie stało. Osiedle przetrwało II RP, okupację, komunizm i 25 lat wolnej Polski.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Nieruchomości
Rząd przyjął program tanich kredytów. Klienci już rezerwują odpowiednie mieszkania
Nieruchomości
Wielki recykling budynków nabiera tempa. Troska o środowisko czy o portfel?
Nieruchomości
Opada gorączka, ale nie chęci
Nieruchomości
Klienci czekają w blokach startowych
Nieruchomości
Kredyty mieszkaniowe: światełko w tunelu
Materiał Promocyjny
Wsparcie dla beneficjentów dotacji unijnych, w tym środków z KPO