Każdego roku Polacy zawierają tysiące umów sprzedaży mieszkań czy domów. Na niejednej skorzystać może też fiskus. Bo o tym, czy od odpłatnego zbycia domu czy mieszkania dostanie PIT, decyduje zasadniczo czas.
Rozliczeniem z fiskusem nie muszą się martwić tylko ci zbywcy, którzy ze sprzedażą lokum odczekają pięć lat. Termin ten w praktyce jest nieco dłuższy, bo liczy się od końca roku nabycia. Osoby, które tyle czekać nie mogą, muszą liczyć się z koniecznością rozliczenia z fiskusem. PIT w tym przypadku to 19 proc. od dochodu, czyli przychodu minus koszty. W ustawie o PIT jest jednak pewna furtka.
Ratunkiem przed zapłatą podatku jest wydatkowanie pieniędzy ze sprzedaży na własne cele mieszkaniowe. Trzeba jednak pamiętać, że jest to zwolnienie, które ma swoje obwarowania. I – jak każdy wyjątek od zasady powszechności opodatkowania – jest interpretowany ściśle, nie tylko przez fiskusa, ale także przez sądy administracyjne.
Z najnowszego orzecznictwa płyną zwłaszcza trzy ważne wnioski. Na wokandy trafia dużo sporów, co oznacza, że zwolnienie nie jest do końca jasne. Każda sprawa oceniana jest indywidualnie. Jednak podatnicy, którzy zbyt naciągają ulgę, mają marne szanse na obronienie przed sądem.
Wiele warunków
Podstawą zwolnienia jest art. 21 ust. 1 pkt 131 ustawy o PIT. Wynika z niego, że podatnik może skorzystać ze zwolnienia w takim zakresie, w jakim pieniądze z opodatkowanej sprzedaży wyda na własne cele mieszkaniowe. I tu zaczynają się schody. Bo oprócz tego w ustawie jest wiele warunków, które trzeba spełnić, aby skorzystać z ulgi (art. 21 ust. 25-30 ustawy o PIT). Główne to termin wydania pieniędzy – dziś to trzy lata, licząc od końca roku, w którym nastąpiło zbycie – oraz odpowiednie udokumentowanie wydatków. Ale najwięcej sporów między fiskusem a podatnikami generuje już samo to, co to jest własny cel mieszkaniowy.