W których dzielnicach stolicy nie chcemy mieszkać? Już ósmy raz z rzędu sieciowa agencja nieruchomości Metrohouse przygotowała zestawienie najmniej pożądanych lokalizacji. Ranking prezentuje Marcin Jańczuk, ekspert Metrohouse:
W stolicy działa ponad stu agentów Metrohouse. Jak co roku dostali do wypełnienia ankietę, która miała wskazać najmniej popularne obszary miasta. Należy pamiętać, że odmowa klientów dotycząca otrzymywania ofert z konkretnej dzielnicy nie oznacza wcale, że nie kupią tam mieszkania. Klienci lubią zaskakiwać, zmieniać zdanie w miarę poznawania rynkwych uwarunkowań. Agenci Metrohouse mogli wskazać więcej niż jedną dzielnicę. Duża frekwencja danej dzielnicy w odpowiedziach oznacza, że jest to miejsce bardzo często wymieniane w ankietach, podczas gdy brak wskazania oznacza dużą atrakcyjność dzielnicy w oczach nabywców.
Po dwóch „wygranych" z rzędu dzielnicy Rembertów na mało zaszczytne miejsce powróciła Białołęka. 74 proc. ankietowanych agentów Metrohouse twierdzi, że klienci nie są zainteresowani zakupem mieszkania w tej dzielnicy.
- Pokutuje ciągle przekonanie, że to miejsce zakorkowane, położone bliosko oczyszczalni ścieków Czajka. Mimo upływu czasu klienci nie zauważyli znacznej poprawy komunikacji, czyli rozwoju sieci tramwajów, wygodnego dojazdu do metra dzięki nowemu mostowi. Wygrywają stereotypy - mówi Adam Pszczółkowski, ekspert Metrohouse.
Gdyby zestawić argumenty, niechęć do Białołęki jest podyktowana "słabą komunikacją do centrum", "dużą odległością", "zbyt długimi dojazdami do pracy". Należy jednak podkreślić, że w ankietach zaczyna się tworzyć podział na Tarchomin i Nowodwory oraz tzw. zieloną Białołękę, która z racji dalszej odległości jest częściej pomijana w poszukiwaniach przez klientów - dodaje.