Kiedy pod koniec 2016 roku policja aresztowała młodego uchodźcę podejrzanego o zgwałcenie i zamordowanie studentki we Fryburgu, świat dziennikarski nie był zgodny co do tego, czy informować, że podejrzany był Afgańczykiem, czy nie. Z obawy o dyskryminację mniejszości kodeks prasowy nakazywał bowiem dziennikarzom powstrzymanie się przed podawaniem pochodzenia sprawcy lub podejrzanego, jego przynależności do grupy religijnej czy społecznej, chyba że ma to związek z popełnionym czynem.
Media, które podały wtedy, że domniemany morderca jest afgańskim uchodźcą, argumentowały, że jeśli tego nie zrobią, czytelnicy zarzucą im świadome zatajanie faktów i nazwą „kłamliwą prasą". Taki zarzut padł już po nocy sylwestrowej w Kolonii w 2015 roku, gdzie grupy migrantów otaczały, okradały i molestowały tysiące kobiet. Początkowo media – z przyczyn etycznych – nie informowały, że sprawcami napadów na kobiety są w większości imigranci z krajów Afryki Północnej.
Uzasadniony interes publiczny
W marcu tego roku Niemiecka Rada Prasowa zmieniła brzmienie wytycznej w kodeksie prasowym. „Z reguły nie powinno wymieniać się pochodzenia, chyba, że istnieje w tym uzasadniony interes publiczny" – głosi przepis. „Podanie tych informacji może wywołać uprzedzenia wobec mniejszości" – zastrzega kodeks prasowy.
Zdezorientowanym dziennikarzom Niemiecka Rada Prasowa próbuje wytłumaczyć, czym jest ów „uzasadniony interes publiczny". Chodzi m.in. o ciężkie przestępstwa, takie jak zamach terrorystyczny, morderstwo czy zorganizowana przestępczość. Dziennikarze mogą też podać pochodzenie sprawcy lub podejrzanego, gdy jego biografia odegrała rolę w popełnionym czynie albo gdy przestępstwo wynika z przynależności do określonej grupy, np. mafii czy klanu.