Zapiski intymne poetki Anny Świrszczyńskiej

„Jeszcze kocham..." to opublikowane po latach zapiski intymne poetki Anny Świrszczyńskiej. Są krótkie, ale pasjonujące, dawniej wywołałyby skandal.

Aktualizacja: 18.08.2019 20:40 Publikacja: 18.08.2019 17:48

Anna Świrszczyńska Jeszcze kocham... Zapiski intymne Wydawnictwo W.A.B., 2019

Anna Świrszczyńska Jeszcze kocham... Zapiski intymne Wydawnictwo W.A.B., 2019

Foto: materiały prasowe

Książka jest nietypowa – ze 156 stron zaledwie jedna ich trzecia to owe intymne zapiski. Reszta to wstęp, przypisy, nota wydawnicza – wydawałoby się nic ciekawego. A jest wręcz przeciwnie dzięki świetnemu opracowaniu Wioletty Bojdy.

Spisane z rękopisu notatki Anny Świrszczyńskiej (1909–1984) rozpoczynają się 3 maja 1969 roku, kończą – 20 października 1971 roku. Obejmują więc niespełna dwa i pół roku życia. To zawartość dwóch teczek z napisem „Józef" stanowiących własność córki poetki – Ludmiły Adamskiej-Orłowskiej.

Ten tylko fragment pamiętnika spadkobierczyni zdecydowała się udostępnić badaczce. „I wydaje się, że każdy dokument jest cenny, bo mniej czy bardziej przybliża do rozumienia procesu twórczego, poznania intencji autora, a więc – do prawdy" – uzasadnia Wioletta Bojda swoje zmaganie z tekstem Świrszczyńskiej.

Przypomina najpierw kluczowe momenty z biografii – od wygrania turnieju poetyckiego „Wiadomości Literackich" w 1934 roku, który spowodował zainteresowanie jej talentem Tuwima i Wierzyńskiego, poprzez pracę w redakcji „Płomyczka", w której jej przełożonym był Józef Czechowicz, a przyjaciółmi z pracy – Janina Broniewska i Wanda Wasilewska.

W 1936 roku Świrszczyńska wydała własnym sumptem pierwszy zbiorek „Wiersze i proza" – bardzo dobrze przyjęty przez krytyków, co otworzyło jej drzwi do kariery.

W czasie II wojny brała udział w konspiracyjnym życiu literackiej Warszawy, a w powstaniu była sanitariuszką. Po 1945 r. miała głowę do interesów – bez skrępowania pukała do wszystkich drzwi, które mogły poprawić jej sytuację materialną.

Młody mąż

„Niemal od razu wstąpiła do nowego ZLP (1949), a rok później porzuciła etat kierownika literackiego w Państwowym Teatrze Młodego Widza w Krakowie, by całkowicie oddać się tworzeniu literatury nowego państwa socjalistycznego" – pisze Bojda, wyliczając przywileje, które przysługiwały wiernym literatom – łącznie z mieszkaniem i licznymi stypendiami. Wkrótce okazało się jednak, że ten rodzaj twórczości żałośnie osłabił talent poetki.

Z tej historii wyłania się portret kobiety utalentowanej literacko, ale i niewolnej od wielu słabości, pośród których egocentryzm wysuwa się na plan pierwszy. Jako że powodem powstania książki są zapiski intymne poetki, warto przypomnieć, że w 1953 roku, mając 44 lata, wyszła za mąż za 29-letniego Jana Adamskiego, aktora („zakochałam się w nim, kiedy wyczyścił mi pantofelki") i urodziła mu córkę Ludmiłę.

Rodzinne obowiązki jednak jej ciążyły, co wyczytać można z podań o stypendia. Ich forma znacznie przekraczała zwyczajowe urzędowe formy.

Jedno z tych podań Wioletta Bojda komentuje: „Podanie jest o tyle szczególne, że poetka wystosowała je dokładnie trzy dni po śmierci matki. Zaskakuje chłodny ton i precyzyjny wykaz kosztów związanych z chorobą i pogrzebem, a także wyjaśnianie twórczego kryzysu koniecznością zajmowania się własnym dzieckiem".

Sławny kochanek

Małżeństwo zakończyło się rozwodem, gdy na horyzoncie pojawiła się Hasia, czyli 31-letnia Halina Poświatowska – olśniewająco piękna i zdolna poetka. Świrszczyńska szantażowała oddalającego się męża samobójstwem, a bogata w dramatyczne odsłony historia działa się na oczach znanych literatów mieszkających podobnie jak Świrszczyńska i Poświatowska w krakowskiej kamienicy na Krupniczej 22.

Po tych burzach, trzy lata później w 1969 roku, rozpoczynają się zapiski intymne – „Jeszcze kocham..." i to mocnym od razu akcentem: „Wczoraj, dnia 12 maja, przyszedł do mnie Tadeusz i został moim kochankiem". Ów Tadeusz to 48-letni Różewicz, skądinąd żonaty.

Świrszczyńska ma lat 60 i pisze: „całować go, całować go tam, gdzie bije serce pod ciemną skórą, młodą i napiętą jak skóra dwudziestolatka. Nic mnie nie obchodzą jego sława ani jego nazwisko".

Jednak to nie Różewicz jest głównym bohaterem zapisków, ale niejaki Józef Oleszczuk (też skądinąd żonaty). Jego wyznania, czułe słowa, gesty, zachowania – także erotyczne – spisuje mniej lub bardziej bezładnie – nie tyle są one świadectwem jej poetyckiej wielkości, ile nieustannej potrzeby potwierdzania się jako kobiety. Wisi nad nią świadomość posiadanych 60 lat, które w tamtej epoce oznaczały życiową emeryturę – także od miłosnych i seksualnych uniesień.

Adoracje i hołdy

Świrszczyńska lubi być obiektem uwielbienia, adoracji, przyjmować hołdy. Z odwzajemnianiem – to już inna sprawa. Emocje i uczucia są u niej zmienne: „Mogłabym jeszcze oprócz Józefa pokochać kogoś i kochać równocześnie dwóch, trzech".

Przy okazji poetka wylicza także: „Mąż nie lubił całować w usta, Józef pierwszy też nie, a Wojciecha ja nie lubiłam całować w usta. Za mało go kochałam, a raczej za mało lubiłam. Usta Józefa drugiego pachną trochę jak usta Seweryna i przypominają mi moją pierwszą wielką i tragiczną miłość – z niekochanym. Mówi do mnie Ania, prawie tak jak Kazimierz...".

Świetna biografka rozszyfrowuje personalia niemal ich wszystkich, a my pozostajemy z refleksją o dziwnej potrzebie porównywania kolejnych męskich obiektów przez Świrszczyńską.

Wioletta Bojda wykonuje pracę nieocenioną, dając udostępnionym zapiskom królewską oprawę – także świetnych przypisów. Dzięki nim można się przyjrzeć – jak pod mikroskopem – życiu nie tylko uczuciowemu autorki „Jeszcze kocham...".

Ciekawe też jest, dlaczego właśnie ten fragment spuścizny matki udostępniła spadkobierczyni. Pytanie zasadne tym bardziej, że będąc nastolatką, nie była zachwycona obecnością Józefa w życiu matki, a jej z nią relacje – też nie były najlepsze...

Świetnie, że taka książka się pojawiła. Jest o czym rozmawiać.

Książka jest nietypowa – ze 156 stron zaledwie jedna ich trzecia to owe intymne zapiski. Reszta to wstęp, przypisy, nota wydawnicza – wydawałoby się nic ciekawego. A jest wręcz przeciwnie dzięki świetnemu opracowaniu Wioletty Bojdy.

Spisane z rękopisu notatki Anny Świrszczyńskiej (1909–1984) rozpoczynają się 3 maja 1969 roku, kończą – 20 października 1971 roku. Obejmują więc niespełna dwa i pół roku życia. To zawartość dwóch teczek z napisem „Józef" stanowiących własność córki poetki – Ludmiły Adamskiej-Orłowskiej.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Literatura
Dzień Książki. Autobiografia Nawalnego, nowe powieści Twardocha i Krajewskiego
Literatura
Co czytają Polacy, poza kryminałami, że gwałtownie wzrosło czytelnictwo
Literatura
Rekomendacje filmowe: Intymne spotkania z twórcami kina
Literatura
Czesław Miłosz z przedmową Olgi Tokarczuk. Nowa edycja dzieł noblisty
Literatura
Nie żyje Leszek Bugajski, publicysta i krytyk literacki