Mentzen w swoim wpisie krytykuje prezydenta Andrzeja Dudę za to, że ten "uczestniczy w zgromadzeniach, fotografuje się z wyborcami i w ogóle nie przejmuje się tym ograniczeniem 2 metrów" w czasie, gdy "cały czas obowiązuje zakaz zbliżania się do innej osoby na mniej niż 2 metry" i "zakaz organizowania zgromadzeń".
Wypomina też premierowi, że ten w restauracji - wbrew obowiązującym wytycznym - usiadł przy jednym stoliku, nie zachowując dystansu 1,5 metra z osobami, które nie mieszkają z nim w jednym gospodarstwie domowym. "Gdy pojawiło się w Internecie oburzenie, premier zaczął się tłumaczyć, że to są tylko zalecenia, a nie obowiązkowe ograniczenia. Co?! Zagrzmieli restauratorzy. To my tu dewastujemy własne lokale, zmniejszamy liczbę stolików, doprowadzamy do sytuacji w której nawet pełne obłożenie nie wygeneruje zysku, a to tylko były zalecenia?!" - pisze Mentzen. "W tym momencie sytuacja poszła za daleko. Dlatego dziś rano rzecznik prasowy premiera, Piotr Muller oznajmił dziennikarzom, że premier Morawiecki po prostu nie wie co mówi, nie wie na jakim świecie żyje, nie zna się, nie orientuje się, zarobiony jest i nie należy tego co mówi brać zbyt poważnie" - dodaje.
Mentzen zwraca następnie uwagę na słowa ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego, który mówił, że "drugiego lockdownu już się nie da zrobić, bo gospodarka tego nie wytrzyma".
"Wielka szkoda, że nikt o tym nie pomyślał przy pierwszym zamknięciu gospodarki. Dopiero katastroficzne dane gospodarcze za kwiecień uzmysłowiły tym ludziom, że dalej tak bawić się nie można. Oni poważnie myśleli, że jakoś to będzie i można zabronić ludziom pracować przez kilka miesięcy bez ruiny gospodarczej" - uważa polityk Konfederacji.
Zdaniem Mentzena "plan był taki, żeby zasiłki dalej wypłacać, podatki pobierać, urzędników nie zwalniać, więc wszystko miało się kręcić tak jak do tej pory". "Prezydent Andrzej Duda podpisał pod koniec marca ustawę budżetową z zerowym deficytem, prezes NBP widział 2% wzrost gospodarczy, wszystko miało być pięknie. Ale nie było, bo niewdzięcznym przedsiębiorcom jak zwykle coś nie pasowało i nie chcieli się dokładać do wspólnego sukcesu" - dodaje polityk.