Obiektywnie nie jest to polityk szczególnie umiarkowany, ale na tle swego partyjnego zaplecza wydaje się być oazą zdrowego rozsądku. Dzięki olbrzymiemu zaufaniu, jakie zdobył u Jarosława Kaczyńskiego, Morawiecki jest w stanie przeprowadzać ważne projekty polityczne, które pomagają PiS wrócić z kosmosu na ziemię. Tak było, gdy udało mu się przekonać PiS do zmian w ustawie o IPN, by doprowadzić do załagodzenia sporu z Izraelem i USA, tak też było, gdy dzięki niemu Jarosław Kaczyński zgodził się na ustępstwa w sprawie zmian w Sądzie Najwyższym.

Problem jednak w tym, że wszystkie sukcesy Morawieckiego wiążą się z walką ze szkodami, jakie najpierw wyrządziło swym działaniem Prawo i Sprawiedliwość. Dlatego też w swych wystąpieniach Morawiecki stara się przekonać radykalny elektorat PiS, że wcale nie jest hamulcowym dobrej zmiany. I zapewne stąd bierze się w premierze Morawieckim jakaś niepokojąca dwoistość. Chodzi nie tylko o to, że premier raz mówi, jakby chciał przelicytować w radykalizmie Antoniego Macierewicza, a innym razem zachęca do zakopywania podziałów, zapowiadając politykę miłości, i nie bardzo wiadomo, kiedy mówi to, co myśli. Większym problemem jest to, że działania premiera są znacznie sensowniejsze niż jego słowa. W swych wystąpieniach wciąż stara się przypodobać radykalnej części elektoratu – ale w swych działaniach idzie ku centrum.

Premier po tym roku bez wątpienia osiągnął spory sukces polityczny, jakim jest przejęcie zakochanego w Beacie Szydło i sceptycznego wobec człowieka ze świata biznesu elektoratu Prawa i Sprawiedliwości. Problemem premiera jest jednak to, że – jak się wydaje – stracił zdolność przyciągania do tej partii nowych, bardziej umiarkowanych wyborców. Jego przyszłość zależy więc nie od tego, czy będzie potrafił przyciągnąć do PiS centrum, lecz czy nie będzie mobilizował przeciwników swojego ugrupowania. To z kolei zależy od tego, czy uda mu się szarpnąć cuglami we własnym obozie.

Pytanie, czy PiS ma mieć dziś twarz Morawieckiego, czy też Zbigniewa Ziobry, ogłaszającego, że niemal zakatowany kiedyś na śmierć urzędnik, który walczył z nadużyciami w SKOK, jest sam sobie winien. Zbigniew Ziobro już raz zaprowadził PiS do wyborczej klęski. Czy Morawiecki zaprowadzi PiS do zwycięstwa?