Wielu polityków PiS głowi się dziś nad tym, jak pozbawić Mariana Banasia stanowiska prezesa Najwyższej Izby Kontroli. Stanowiska, które zaledwie kilka tygodni temu powierzył mu Sejm bezwzględną większością głosów. Posłowie PiS zgotowali mu wówczas gorącą owację, a członkowie rządu gratulowali mu na stojąco.

Po emisji materiału TVN o tym, że w kamienicy należącej do Banasia prowadzono hotel na godziny, PiS broniło swego nominata, mówiąc, że to zemsta mafii VAT-owskiej, której szef NIK jako szef administracji skarbowej zabrał miliardy złotych. Ta narracja jednak rozsypała się, gdy „Rzeczpospolita" ujawniła, że dwaj podlegli mu urzędnicy zajmujący się ściganiem VAT-owskich mafii siedzą w areszcie pod zarzutem stworzenia grupy przestępczej wyłudzającej VAT.

Gdy Banaś postanowił pójść na urlop, politycy PiS nie mogli się nazachwycać, jakie to w PiS są wysokie standardy, że do czasu zakończenia kontroli oświadczeń majątkowych przez CBA postanowił zawiesić pełnienie funkcji. Gdy jednak do pracy wrócił, nabrali wody w usta. A przecież m.in. z publikacji „Rzeczpospolitej" wynikało, że kontrola nie zakończyła się dla Banasia pomyślnie i antykorupcyjna służba specjalna poprosiła go o dalsze wyjaśnienia.

PiS zaczęło się więc coraz bardziej Banasia wypierać. Gdy jednak ten złożył w Sejmie wizytę marszałkowi Ryszardowi Terleckiemu, partia rządząca pogubiła się do reszty, twierdząc, że w spotkaniu z jednym z najważniejszych polityków PiS nie ma nic zdrożnego.

Teraz więc PiS musi znaleźć wyjście z sytuacji, za której powstanie ponosi pełną odpowiedzialność. Banaś jest bowiem niemal wzorcowym produktem systemu władzy PiS. Partia, nieustannie kręcąc w jego sprawie, mocno nadwerężyła swoją wiarygodność. A każdy dzień Mariana Banasia w NIK jeszcze bardziej ją podmywa.