Może to hasło Narodowego Programu Szczepień byłoby celne, gdybyśmy żyli w alternatywnej rzeczywistości z konferencji prasowych i wystąpień rządzących. W tej, w której „koronawirusa nie trzeba się było bać" w lipcu 2020 r. W której 30 listopada tego samego roku dane z wykresu premiera Morawieckiego nie kłamały i po raz drugi wygrywaliśmy z epidemią. W której wreszcie trzecie zwycięstwo w walce z wirusem ogłosił kilka dni temu prezes Jarosław Kaczyński, który – prezentując Polski Ład – orzekł arbitralnie, iż „wszystko wskazuje na to, że kończy się pandemia". W tej rzeczywistości to faktycznie „ostatnia prosta", a może nawet już dawno przekroczyliśmy linię mety i obecnie dublujemy resztę stawki.

Jest jednak prawda życia i prawda konferencji. Ta pierwsza jest dużo brutalniejsza. Pod względem wyrażonej procentowo liczby zgonów nadliczbowych, czyli tych ponad średnią spodziewaną na podstawie danych z ostatnich lat, w 2020 r. – według wyliczeń badaczy z Oksfordu – Polska nie miała sobie równych. Wyprzedziliśmy takie kraje, bardzo ciężko dotknięte pandemią, jak Belgia, Anglia z Walią, Hiszpania, Włochy, a nawet USA – kraj z największą liczbą zgonów na świecie.

Wszyscy zobojętnieliśmy już trochę na codzienne doniesienia o setkach kolejnych ofiar koronawirusa – i może dlatego nie zauważamy, że 72,5 tys. ofiar epidemii w nieco ponad 38-milionowym kraju daje nam większą liczbę ofiar Covid-19 na milion mieszkańców niż w USA. I to wszystko w warunkach wspomnianych wyżej licznych zwycięstw w walce z epidemią. Aż strach pomyśleć, co by było, gdybyśmy przegrywali.

Nie chodzi nawet o to, że „ostatnia prosta" ma tragiczne konotacje w zestawieniu z liczbą ofiar epidemii w Polsce. Z programem szczepień na razie wchodzimy raczej w ostry wiraż. W pełni zaszczepionych przeciw covidowi jest obecnie niespełna 5 mln Polaków. 13,1 proc. populacji. Owszem – do jesieni, gdy zawiśnie nad nami groźba kolejnej fali zakażeń – mamy jeszcze trochę czasu, ale do 70 proc. wyszczepionych (próg odporności zbiorowej) trochę jednak nam brakuje. Jeśli więc „ostatnia prosta" – to dość długa. Taki raczej maraton niż szybki finisz w biegu na 100 metrów.

A sprawa jest poważna. Bo może się okazać, że zamiast finiszować jako pierwsi na ostatniej prostej, będziemy w tej pandemii ostatnim, który gasi światło.