Chrabota: Sejm będzie już inny

Jarosław Gowin przegrał,ale wygrał. Co prawda poniósł porażkę w dwumeczu z Jarosławem Kaczyńskim i opozycją, ale bez wątpienia prawica straciła trwałą większość w Sejmie.

Publikacja: 06.04.2020 19:19

Chrabota: Sejm będzie już inny

Foto: Fotorzepa/Jerzy Dudek

Od tej pory nic już dla Jarosława Kaczyńskiego w głosowaniach parlamentarnych nie będzie pewne. Porozumienie po dymisji Gowina nie jest stabilnym ogniwem politycznego łańcucha na prawicy. Mimo że Gowin teoretycznie z Kaczyńskim przegrał, do kiedy jego zdanie będzie się w Porozumieniu liczyło, prezes PiS nie może być pewny stabilnej większości. Dla Jarosława Kaczyńskiego zaczyna się parlamentarny rollercoaster. A Jarosław Gowin, pozornie w poniedziałek rano rozłożony na łopatki, będzie mógł w swoim Sulejówku przyjmować lub odrzucać zabiegi prezesa.

Nic nie ilustruje lepiej prawdy o tym, jak zmienne bywają koleje losu, niż sejmowy poniedziałek. Każdy, kto śledził wydarzenia w Sejmie, widział najpierw przegranego wicepremiera Gowina, który przymuszony przez Kaczyńskiego oraz własną partię podaje się do dymisji i daje zgodę na indywidualne głosowanie w sprawie nowelizacji kodeksu wyborczego, a potem był świadkiem szoku, kiedy się okazało, że PiS-owi nie starcza głosów, by wprowadzić tę sprawę do porządku obrad. Przegrany z pozoru Gowin, któremu nie udało się przekonać opozycji do konstytucyjnego wydłużenia kadencji Andrzeja Dudy, z chwilowo rozdającego karty został rano w sprawie zmiany terminu wyborów przez moment bez argumentów. Świetnie to wykorzystał Kaczyński, usztywniając swoje stanowisko w sprawie głosowania nad zmianami w kodeksie. Gowin dostał od prezesa PiS prostą alternatywę: Porozumienie poprze głosowanie korespondencyjne albo musi odejść z rządu.

Wybrał to ostatnie, ale tylko połowicznie. Złożył dymisję, ale partii nie wycofał.

Argumenty przeciw buntowi wydawały się przytłaczające. Po pierwsze, Porozumienie jest wciąż zbyt słabe, by pozwolić sobie na konfrontację wyborczą z rozpędzonym politycznym walcem PiS, po drugie, zbyt uwikłane w synekury, a po trzecie, jego osobiste przywództwo mogłoby zostać w tej sytuacji zakwestionowane. Jednocześnie poparcie przez Gowina oprotestowanych przez niego „na twardo" wyborów 10 maja musiałoby oznaczać polityczną porażkę ugrupowania i osobistą klęskę wizerunkową. Wybrał, co należy podkreślić, bardzo ryzykowną drogę pośrednią. Podał się do dymisji, ale nie zrezygnował z udziału swojej partii w Zjednoczonej Prawicy, wskazując przy tym na Jadwigę Emilewicz jako kontynuatorkę swojej misji.

Czy Jarosław Gowin i jego partia mogli się zachować inaczej? Trudno tu o przekonujące argumenty. Głosowanie korespondencyjne w innym niż majowy terminie ma sens. Potrzeba tylko czasu, by taką operację przygotować. Zerwanie zaś koalicji oznaczałoby przyspieszone wybory parlamentarne, równie absurdalne w kolejnych miesiącach jak prezydenckie.

Jarosław Kaczyński był więc w tym momencie na prostej. Ale tylko do czasu głosowania nad zmianą porządku obrad. Bo właśnie to głosowanie dowiodło, że prawica straciła trwałą większość i sprawa zmian w kodeksie wyborczym nie będzie głosowana. Wnioski? Teza, że Jarosław Kaczyński zmiótł wewnętrzną opozycję w Zjednoczonej Prawicy, staje się funta kłaków warta. Skończył się czas łatwych głosowań i sejmowego automatu. Jarosław Gowin może się teraz stać ze swojego Sulejówka ważnym recenzentem polityki rządzących i – jeśli utrzyma swój autorytet w Porozumieniu – obiektem zabiegów Kaczyńskiego. Sprawa wyborów 10 maja w coraz mniejszym stopniu zależy już od woli prezesa, ale przede wszystkim od wirusa, bo bez głosowania korespondencyjnego epidemia w dotychczasowej wersji je uniemożliwia.

Podobnie ze stanem klęski żywiołowej – dotąd niechciany przez rząd, może nie mieć alternatywy. Polityczny rollercoaster, bo takie tempo przybrała ta gra, trwa dalej. Nawet jeśli w poniedziałkowych wieczornych głosowaniach (zamykaliśmy papierowe wydanie przed 19.00) PiS przeforsował zmianę porządku obrad i uchwalił zmianę kodeksu wyborczego, nic już nie będzie, jak było.

Porozumienie zdestabilizowało sytuację na prawicy i jest w stanie blokować kolejne niezgodne z linią tej partii projekty, jak choćby znów nowelizację kodeksu wyborczego, kiedy ta – pewnie w maju – wróci z Senatu do Sejmu. Ale jeszcze ważniejsze jest co innego. Jarosław Kaczyński – do poniedziałku rano pan sytuacji politycznej w kraju – prawdopodobnie stracił kolejne po Senacie ogniwo łańcucha legislacyjnego, sejmową maszynkę do głosowania. Przynajmniej na razie.

Od tej pory nic już dla Jarosława Kaczyńskiego w głosowaniach parlamentarnych nie będzie pewne. Porozumienie po dymisji Gowina nie jest stabilnym ogniwem politycznego łańcucha na prawicy. Mimo że Gowin teoretycznie z Kaczyńskim przegrał, do kiedy jego zdanie będzie się w Porozumieniu liczyło, prezes PiS nie może być pewny stabilnej większości. Dla Jarosława Kaczyńskiego zaczyna się parlamentarny rollercoaster. A Jarosław Gowin, pozornie w poniedziałek rano rozłożony na łopatki, będzie mógł w swoim Sulejówku przyjmować lub odrzucać zabiegi prezesa.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Komentarze
Estera Flieger: Uśmiechnięty CPK imienia Olgi Tokarczuk
Komentarze
Jerzy Haszczyński: Wielka polityka zagraniczna, krajowi zdrajcy i złodzieje. Po exposé Radosława Sikorskiego
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Po exposé Radosława Sikorskiego. Polska ma wreszcie pomysł na UE
Komentarze
Jerzy Haszczyński: Zdeterminowani obrońcy Ukrainy
Komentarze
Bogusław Chrabota: Budownictwo socjalne to błędna ścieżka