Rok wyborczy zobowiązuje. Gdy główny przeciwnik Prawa i Sprawiedliwości przyjął nazwę Koalicja Europejska i bazując na strachu przed polexitem, chce odzyskać władzę, w exposé Czaputowicza o polityce zagranicznej integracja musiała się znaleźć na pierwszym miejscu. Szef dyplomacji nazwał więc Unię Europejską „płaszczyzną modernizacji" Polski, podkreślił, że dzięki niej dokonaliśmy cywilizacyjnego skoku, osiągając 70 proc. średniej dochodów w UE (wobec 47 proc. w 2004), i zapowiedział, że w 15. rocznicę akcesji do Warszawy przyjadą przywódcy wszystkich państw, które razem z Polską, ale także po niej, przystąpiły do zjednoczonej Europy.

Ale nie tylko kalendarz wyborczy determinuje stosunek Polski do Brukseli. W środę Amerykanie przedstawili Polsce nową, znacznie lepszą, ofertę zwiększenia obecności wojskowej w naszym kraju. Część wojsk miałaby pozostać nad Wisłą na stałe. To daje nam większe poczucie bezpieczeństwa i zwiększa swobodę manewru także wobec Brukseli.

Wreszcie swoje robi doświadczenie kilkunastu lat członkostwa. Dzięki niemu miłość do Unii nie jest już bezrefleksyjna, ale mocno krytyczna, a może nawet to już tylko współpraca z rozsądku, która zarówno Polsce, jak i zachodniej Europie po prostu się opłaca. A więc układ, który od lat jest dobrze znany Francji, Niemcom czy Hiszpanii, gdzie nikt nie ma złudzeń, że Unia nie jest zakochaną rodziną, tylko forum uzgadniania narodowych interesów.

Przemówienie Czaputowicza było więc naszpikowane cierpkimi uwagami pod adresem europejskich partnerów i samej Brukseli. Minister sprzeciwił się poszerzeniu zakresu decyzji podejmowanych w Radzie UE kwalifikowaną większością głosów, wskazując, że prowadzi to do dominacji największych państw, zwłaszcza po brexicie. Odrzucił możliwość wiązania wypłat funduszy strukturalnych z respektowaniem zasad praworządności, podkreślając nie bez racji, że Komisja Europejska i Rada UE nigdy nie dostały mandatu do osądzania innych – to zadanie Trybunału w Luksemburgu. Przypomniał, że pomoc to rekompensata za otwarcie rynków przez kraje słabsze państwom mocniejszym, a nie jałmużna. I podkreślił, że Polska z 16 krajami musi budować koalicję w obronie wolnej konkurencji na jednolitym rynku, bo najpotężniejsi gracze nie trzymają się ustalonych reguł.

Taka strategia musi prowadzić do przeorania naszych sojuszy we Wspólnocie. Czaputowicz nazwał co prawda Niemcy najważniejszym partnerem Polski w Europie, a także docenił sprzeciw Berlina wobec takiej reformy strefy euro, która prowadziłaby do podziału Unii. Ale jednocześnie uznał Niemcy za głównego przeciwnika unii energetycznej – oczywiście z powodu Nord Stream 2. Z kolei z Francją wiąże nas teraz głównie pamięć historycznej bliskości, bo już nie wizja integracji, gdy Paryż stoi nie tylko za budową Europy dwóch prędkości i „protekcjonizmem", ale także „podwójnymi standardami". Niespodziewanie na ważne miejsce awansowały Włochy, z którymi łączy Polskę przekonanie o poważnej roli w Unii państw narodowych i konieczności ochrony zewnętrznych granic. A nawet Hiszpania, cenny sojusznik w obronie jednolitego rynku i korzystnego budżetu. Nazwa Ukraina padła z ust ministra dopiero w 40. minucie przemówienia, i to bez słowa o perspektywie członkostwa w UE. To kolejny sygnał lepszego rozpoznawania, na co w Brukseli warto poświęcać polityczny kapitał, a co z góry jest skazane na porażkę.