Uroczystości pogrzebowe Pawła Adamowicza i Jana Olszewskiego były naprawdę piękne. Choć obie żałoby były inne, obie były piękne, godne i pokazywały coś, co na długo pozostaje w pamięci obywateli – wrażenie powagi państwa polskiego.

Choć często krytykuje się Polaków za zbytnie pogrążanie się w zaduszkowym sentymentalizmie, warto czasem się zatrzymać i spojrzeć na pewne symbole. Bo to, jak państwo żegna swoich bohaterów, jest miarą symbolicznej mocy tego państwa. I choć na co dzień często – i zapewne słusznie – narzekamy na jego zbytnią tekturowość, przy organizacji pogrzebów ważnych postaci państwo zdaje egzamin. Szkoda że tylko wtedy. W dodatku te chwile mają wielką moc wspólnototwórczą – i jak codzienność nas dzieli, tak wyjątkowość święta, rocznicy czy właśnie narodowej żałoby powinna nam przypominać, dlaczego jesteśmy razem, dlaczego jesteśmy jedną narodową wspólnotą.

Tym smutniejsze są więc te gesty, które tę wspólnotę rozbijają. Pogrzeb Pawła Adamowicza przyciągnął kluczowych polityków – byłych i obecnych. Zabrakło na nim najważniejszego polityka w Polsce – Jarosława Kaczyńskiego, co sprowokowało liczne komentarze dotyczące znaczenia tej nieobecności.

Szkoda że pogrzeb Jana Olszewskiego został przez większość polityków kojarzonych z opozycją zignorowany. Wydawało się oczywiste, że przyjadą na niego byli prezydenci i byli premierzy. Być może każdy z nich z osobna miał jakieś ważne powody, które go zatrzymały, ale fakt, że na pogrzebie byli głównie politycy obozu władzy, z chlubnymi wyjątkami (np. premiera Jerzego Buzka), był znaczący i po ludzku przykry.

W efekcie można odnieść wrażenie, że jeszcze bardziej pogłębia się upartyjnienie historycznych bohaterów. Owszem, strona rządząca zrobiła wiele, by zawłaszczyć postać premiera Olszewskiego – Antoni Macierewicz nazwał go najwybitniejszym polskim politykiem po II wojnie światowej. Choć drogi środowiska Jarosława Kaczyńskiego często rozchodziły się z drogami Jana Olszewskiego. W dodatku – jak to świetnie opisywał w „Plusie Minusie" Piotr Zaremba – Olszewski był postacią wyłamująca się stereotypom i politycznym podziałom. Lewicowiec z urodzenia i przekonań stał się ikoną prawicy, w młodości mason stał się bliskim współpracownikiem episkopatu, realista w PRL, któremu w III RP przypięto mu maskę radykała. To była wielka postać, z której każde środowisko polityczne może znaleźć sobie coś dla siebie. Szkoda więc, że dzisiejsza opozycja zignorowała jego pogrzeb. Szkoda że w roku wyborczym nawet uroczystości żałobne muszą się stawać częścią kampanii.