Zgodnie z myślą jednego z naszych patronów – Jerzego Giedroycia („Rzeczpospolita" co roku przyznaje nagrodę jego imienia) – nie ma ważniejszej sprawy dla bezpieczeństwa naszego kraju niż suwerenność i standardy demokratyczne u naszych sąsiadów na Wschodzie. Kluczem do polskiej niepodległości są w ten sposób buforujące nas od strony Rosji suwerenne Litwa, Białoruś i Ukraina.
Kibicowaliśmy w tej sprawie sąsiadom od zawsze, a zwłaszcza od przełomu roku 1989. Litwa i pozostałe kraje bałtyckie należą do Unii i NATO. Ukraina od wielu lat jest na ścieżce narodowej niepodległości. Gorzej jest na Białorusi. Tu jej aktualny prezydent Aleksander Łukaszenko zrobił wiele, by szanse swojego kraju przekreślić. Symbolem jest białoruska flaga narodowa. Ta biało-czerwono-biała, pod którą manifestowano w sprawie wolności w latach 90., została przez niego odrzucona. Przyjęto inną, wzorowaną na fladze sowieckiej, z lat 1951–1991.
To oczywiście tylko metafora. Łukaszenko ma znacznie więcej za uszami. Zbudował system dyktatorski. Dokonał zniszczeń w sferze kultury i języka, przez lata forując rosyjski. Nie modernizował narodowej gospodarki, utrzymując reminiscencję modelu sowieckiego z udziałem oligarchów. Regularnie łamał prawa człowieka i obywatela. Brutalnie bił w opozycję i mniejszości, szczególnie dając się we znaki białoruskim Polakom. To za jego czasów przejęto finansowany ze składek majątek Związku Polaków na Białorusi (ZPB) i prześladowano jego legalne struktury. To za jego czasów doszło do rusyfikacji polskich szkół.
Takie bywają dyktatury. Ale zarazem przeznaczeniem większości z nich jest sromotna klęska. Łukaszenko doświadcza jej w gospodarce i polityce zagranicznej. Bankrutującego kraju nie stać na surowce. Manewrowanie między zjednoczeniowymi planami Władimira Putina a utrzymaniem swojej niezależnej pozycji jest coraz trudniejsze. Można mieć wrażenie, że dziś niewydolna Białoruś jest w punkcie zwrotnym. Rosjanie mają ją na widelcu. Mogą ją ostatecznie dobić cenami gazu oraz ropy i przejąć, co będzie skutkowało m.in. rozbudową na jej terenie nieobecnych dziś aktywów militarnych.
Łukaszenko się jednak opiera. Wielokrotnie powiedział Putinowi „nie", a dziś zapowiada nawet niezależną białoruską telewizję, która ma konfrontować się z kremlowską propagandą. A Zachód ma twardy orzech do zgryzienia. Wesprzeć Łukaszenkę i podtrzymać w ten sposób niezależność Białorusi czy odwrócić się od dyktatora?