WOŚP co roku budzi obiekcje przede wszystkim u tych Polaków, których serca biją po prawej stronie. To z jednej strony nie dziwi – Owsiaka z konserwatyzmem łączy mniej więcej tyle, ile dziś łączy Donalda Trumpa z ajatollahem Alim Chamenei – innymi słowy niezbyt wiele. Jego Pol’and’Rock Festival (dawny Przystanek Woodstock) nie jest raczej imprezą, która wzbudzi entuzjazm zwolenników tradycyjnego porządku świata, a permisywistyczne hasło „róbta co chceta” jest wręcz manifestem antykonserwatyzmu, gdyż zawiera w sobie wezwanie do odrzucenia wszelkich zasad – a na to żaden konserwatysta zgodzić się nie może.

A mimo to każdy konserwatysta powinien patrzeć na Orkiestrę z życzliwością. Dlaczego? Ponieważ osobiste poglądy i styl bycia Owsiaka nie powinien przesłaniać idei stojącej za całym przedsięwzięciem. A idea ta dobrze współgra z ideologią, która – mówiąc delikatnie – z dużą nieufnością traktuje nadmierne zaangażowanie państwa w różne dziedziny życia, zarządzanie środkami na poziomie centralnym i – mówiąc ogólnie – omnipotencję państwowego Lewiatana. Kiedy przestaniemy na chwilę skupiać się na Owsiaku zauważymy, że WOŚP jest dla konserwatysty dobrym przykładem tego, jak społeczeństwo oddolnie może się organizować, by wyręczać państwo. Ergo, gdyby owo państwo pozostawiło nieco więcej pieniędzy w kieszeniach swoich obywateli, ci mogliby odciążać je w takich dziedzinach jak np. pomoc socjalna poprzez zaangażowanie w działalność charytatywną. Czyż nie tego właśnie – pozostawiania więcej pieniędzy w kieszeniach obywateli – chce prawica?

I nie, nie jest tak, że WOŚP stanowi protezę działalności charytatywnej i że ludzie, którzy dadzą 2 złote na Orkiestrę w styczniu potem czują się zwolnieni z obowiązku pomagania przez cały rok. Gdyby tak było nie byłoby sukcesu Szlachetnej Paczki, nie byłoby codziennych cudów ludzkiej życzliwości, które można obserwować na portalu siepomaga.pl, który czasem w kilka dni jest w stanie zebrać kwoty liczone w setkach tysięcy, a nawet milionach – dzięki którym udaje się uratować czyjeś życie. Być może są Polacy, których działalność charytatywna ogranicza się do wrzucenia monety do puszki jednego ze 120 tys. wolontariuszy WOŚP – ale takie osoby, gdyby nie było Orkiestry, prawdopodobnie nie pomogłyby w ogóle nikomu. I wątpliwie, by świat stał się przez to lepszym miejscem.

Na koniec warto przypomnieć, że Jezus – jak wynika ze świadectwa Nowego Testamentu – powiedział m.in. słowa „cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili”. Gdyby dzięki WOŚP udało się uratować choćby tylko jedno życie, to znaczy, że udało się uratować cały świat. A nawet krytycy Orkiestry nie zaprzeczą, że takich światów dzięki sprzętowi medycznemu z charakterystycznym serduszkiem ocalono znacznie, znacznie więcej.