Prawo i Sprawiedliwość doszło do władzy, krytykując uprawianą przez PO „politykę ciepłej wody w kranie”. To określenie bardzo obrazowo oddawało minimalizm zarządzania krajem, pozbawionego poważniejszych celów politycznych. Można zażartować, że to raczej polityka „letniej wody”, bo zarządzanie to okazało się dosyć chłodne... PiS obiecywało nie tylko wzniosłe cele, ale także twardą politykę, która miała prowadzić do ich osiągnięcia.
Platforma potrafiła się tylko uśmiechać do zachodnich partnerów i posłusznie realizowała każdy plan Brukseli, nawet gdy był on sprzeczny z polskimi interesami – twierdzili i twierdzą nadal politycy PiS. Przy czym oni obiecywali, podobnie jak Donald Trump z jego hasłami „America First” i „Maka America Great Again” – że zamiast górnolotnych pojęć, wartości i mitycznej „jedności europejskiej”, przede wszystkim będą realizować polski interes narodowy. Może nie wszystkim będzie się to podobać, może za granicą czasem warkną, czasem się obrażą, ale my – obiecywali – jesteśmy gotowi poświęcić wizerunek Polski jako prymusa integracji w naszym regionie, o który tak nieroztropnie dbała PO. My, PiS, poświęcimy ten wizerunek, poświęcimy radość z tego, że tak często nas głaskają po głowie – dla dobra Polski, dla naszych interesów.
Im dłużej rządzi Zjednoczona Prawica, tym więcej mamy dowodów na to, że politykę letniej wody rzeczywiście zastąpiła nowa polityka – zdecydowanie bardziej gorąca, nazwijmy ją nawet polityką „rozpalonych emocji”. Problem w tym, że mimo wielu wzniosłych celów i ciągłych zapewnień, że władza realizuje polski interes narodowy, że walczy o to i o tamto, dostajemy w zasadzie to samo, co do zaproponowania miała Platforma Obywatelska – polityczny teatr.
O ile poprzednio były to przedstawienia o dość pozytywnym przesłaniu, teraz jest zgoła inaczej. PO pokazywało, jak cenią nas na świecie, co miało udowadniać, że liczą się z naszym zdaniem. To był teatr, którego przesłanie – nomen omen – miało przesłonić nam fakt, że w zasadzie żadna prawdziwa polityka nie jest przez władzę prowadzona. Wypadki same nabierały rozpędu, a władza myślała jedynie o tym, jak je przedstawić w pozytywnym świetle i jak za ich pomocą udowodnić, ilu to mamy świetnych przyjaciół.
A dzisiaj? Wszystko, co się dzieje, jest przedstawiane przez PiS jakby w krzywym zwierciadle: ma udowodnić, że nikt tak naprawdę się z naszym głosem nie liczy, każdy realizuje jedynie swoje partykularne interesy i tylko czyha, by naszym kosztem załatwić sobie jakiś podejrzany „deal”. Rządzący prześcigają się w snuciu teorii, kto jest naszym wrogiem i dlaczego – co ma udowadniać, że PO przez lata chodziła na smyczy zachodnich partnerów (wrogów?) i niczego nie potrafiła dla Polski załatwić, bo przecież w tak brutalnym świecie trzeba umieć się postawić, a nie przymilać do wszystkich.
Zatem im bardziej dziś wszyscy krzyczą na Polskę, atakują PiS, zarzucają nam łamanie praworządności czy nacjonalizm – tym bardziej to oznacza, że idziemy w dobrym kierunku, że walczymy wreszcie o nasze interesy. Przykrywa to oczywiście fakt, że właściwie żadna prawdziwa polityka nie jest prowadzona, ale rzeczywiście mamy coraz więcej wrogów, więc może się wydawać, że coś jest na rzeczy.