PiS ma problem, bo prezydent oferuje mu bitwę, która obozowi rządzącemu korzyści przynieść nie może, może za to przynieść całkiem wymierne straty. W całej sprawie pewne jest jedno - konstytucja w tej kadencji na pewno nie zostanie zmieniona, jest też mało prawdopodobne, by została zmieniona w następnej. Powód jest oczywisty - w tak silnie spolaryzowanym społeczeństwie, jakim dziś jest społeczeństwo polskie konstytucję można byłoby zmienić tylko organizując rewolucję. Zdobycie dla jakiegokolwiek projektu zmian w konstytucji poparcia 2/3 posłów w obecnej sytuacji jest wyzwaniem, przy którym zdobycie K2 zimą to błahostka.

Skoro więc referendum - niezależnie od wyniku - nie przyniesie realnej zmiany w postaci nowej konstytucji, w najlepszym dla PiS-u wariancie cała kampania wokół tego tematu zakończy się wielkim niczym. Ale to wariant optymistyczny.

Pesymistyczny scenariusz jest znacznie bardziej realny - i dość niebezpieczny dla PiS-u. Opozycja (z wyjątkiem Kukiz'15) zapewne natychmiast wezwie do bojkotu referendum. Będzie argumentować, że nie chce zmieniać konstytucji z prezydentem, który ja łamie etc., ale w istocie będzie chodzić o to, że po wezwaniu do bojkotu każdy Kowalski czy Iksiński, który nie pójdzie na referendum, bo mu się nie będzie chciało, zaśpi, wyjedzie etc. - zostanie przez opozycję automatycznie zaliczony do grona przeciwników PiS-u. Bez wątpienia bowiem opozycja będzie chciała zmienić referendum w plebiscyt za lub przeciw obecnej władzy. I nawet jeśli jej się to nie uda - to i tak powszechnie znany jest niezbyt duży entuzjazm Polaków do brania udziału w tego typu głosowaniach. Wszyscy pamiętamy referendum Bronisława Komorowskiego (frekwencja poniżej 8 proc.), ale nawet w referendum akcesyjnym decydującym o przystąpieniu do UE frekwencja nieznacznie przekroczyła 50 proc. A ile wyniesie w referendum, które de facto o niczym nie decyduje? Z perspektywy PiS - strach się bać.

Oczywiście PiS może utrącić inicjatywę prezydenta w Senacie - ale to z kolei doprowadzi niewątpliwie do ochłodzenia relacji Pałac Prezydencki-Nowogrodzka, a kłótnia w obozie władzy w przededniu rozpoczęcia cyklu wyborczego zapewne nie jest tym, co pomaga w zwycięstwie.

PiS ma więc z całej sytuacji dwa wyjścia - jedno gorsze, a drugie po prostu złe. Dziś na Nowogrodzkiej o prezydencie Dudzie nikt ciepło raczej wyrażać się nie będzie.