Nowelizacja ustawy o IPN jest w tej narracji kolejnym etapem budowy autorytarnego państwa zamieszkanego rzekomo przez naród bez skazy.

Przez niemal 30 lat demokracji nasz kraj zrobił wiele, aby rozliczyć się z trudnych relacji polsko-żydowskich. Stołeczne Muzeum Polin podjęło próbę rzetelnego przedstawienia udziału Polaków w mordach na Żydach oraz zaangażowania Żydów w aparacie bezpieczeństwa okresu stalinizmu. Na podobne rozliczenie ze swoją przeszłością nie zdobyły się choćby Belgia, Francja i Wielka Brytania, gdy idzie o ciemne strony kolonializmu. Jednocześnie Polska stała się jednym z najbliższych sojuszników Izraela w Europie.

Dziś cały ten wysiłek stanął pod znakiem zapytania. Zagrożona jest też próba poprawy wizerunku naszego kraju w Unii Europejskiej, jaką podjął – od razu z niezłymi wynikami – rząd Mateusza Morawieckiego.

Jednak wbrew opinii zachodnich mediów to spustoszenie nie jest wynikiem przemyślanej polityki PiS. Chodzi raczej o zwykły brak wyobraźni tych, którzy zainicjowali prace nad nowymi przepisami. To mechanizm dobrze znany od przejęcia władzy przez PiS. Doprowadził on m.in. do kryzysów w sprawach Trybunału Konstytucyjnego czy Puszczy Białowieskiej, a także zamrożenia na rok stosunków z Francją po zerwaniu kontraktu na caracale. A przecież można było uzgodnić w poufnych rozmowach z Izraelem treść ustawy, która zakazuje używania określenia „polskie obozy koncentracyjne”, ale jednocześnie nie ma na celu ukrywanie udziału indywidualnych Polaków w Zagładzie.

Rekonstrukcja rządu miała przywrócić kontrolę nad polityką zagraniczną jednemu ośrodkowi władzy. Najwyraźniej nie do końca się to udało. Polska za granicą nie może liczyć na taryfę ulgową – za każdy błąd będzie słono płacić. Dlatego ważne jest, aby premier wyciągnął konsekwencje wobec odpowiedzialnych za ten kryzys, a dyplomacja została w pełni przekazana w ręce fachowców.