Problem w tym, że to raczej nie koniec. Ekonomiści niemal chórem twierdzą, że szczyt inflacji nastąpi w marcu, a może jeszcze później. Paradoksalnie mocno spowalniająca gospodarka może nieco zahamować tę dynamikę. Być może powinna już zareagować Rada Polityki Pieniężnej, podnosząc stopy procentowe, ale tak na razie się do tego nie pali utrzymując, że to tymczasowe zjawisko.

Nie dziwi więc, że Polacy na potęgę uciekają z gotówki. Dokąd? Przede wszystkim w kierunku rynku nieruchomości. Według statystyk, w ostatnich kilkunastu miesiącach aż 60-70 proc. nowych mieszkań kupowanych jest właśnie za gotówkę.

Kto się cieszy, a kto smuci? Generalnie kontrolowana inflacja służy gospodarce, jako ogółowi. Mówiąc kolokwialnie, nakręca ją. Sprzyja budżetowi, zwiększając mu przychody. Na drugim biegunie jest konsument, którego portfel pozwala na coraz mniejsze zakupy. I oszczędzający, którzy przy obecnych stopach procentowych ponoszą coraz wyższe realne straty na lokatach czy obligacjach.

Dziwi tylko spokój naszego złotego. W stosunku do euro od kilku już lat waha się w ograniczonym przedziale. Patrząc na chociażby słabość węgierskiego bratanka i jego forinta „zasłużyliśmy" już tylko dzięki inflacji na euro po 4,5 złotego.