Klientów wciąż stać na mieszkania, choć ceny rosną na rynku pierwotnym i wtórnym. We Wrocławiu i Gdańsku lokale z drugiej ręki zdrożały o ponad 20 proc., w Warszawie – niemal o 16 proc. – podaje agencja Metrohouse w raporcie. Na sprzedaż nie narzekają także deweloperzy. W 2019 r. w wielkich miastach sprzedali 65,4 tys. mieszkań. Lepsze wyniki odnotowano tylko w 2017 r.

Nieruchomości idą jak woda, a deweloperzy chcą sprzedać, ile się da, zanim eldorado się skończy. Ale topnieją im banki ziemi, brakuje rąk do pracy, przedłużają się procedury administracyjne. Tymczasem klienci chcą kupować.

Z analiz HRE Investments (w oparciu o dane NBP) wynika, że tylko w trzecim kwartale 2019 r., i tylko w siedmiu miastach, za oszczędności kupiliśmy ponad 7 tys. nowych mieszkań o wartości ponad 3,8 mld zł. Eksperci przewidują, że kolejne kwartały będą jeszcze lepsze. To konsekwencja utrzymywania rekordowo niskich stóp procentowych. Sprzyja nadmuchiwaniu bańki. Gorąco jest też w hipotekach. Z prognoz Biura Informacji Kredytowej wynika, że w tym roku rekordowa (nawet ponad 70 mld zł) może być wartość sprzedaży kredytów mieszkaniowych. Najlepszy do tej pory wynik (68 mld zł) banki osiągnęły w 2008 r., a więc w czasie superhossy zakończonej krachem. Wtedy to jednak kredyty hipoteczne rozdawano lekką ręką. Dziś o kredyt nie jest już tak łatwo, trzeba mieć chociażby wkład własny.

Za pożyczone z banku pieniądze nieruchomości kupują jednak także klienci inwestujący w mieszkania na wynajem.

Czy to już bańka? Państwo jednak chce dmuchać na zimne. Kryteria przyznawania kredytów mają być bardziej wyśrubowane. Lepiej powoli spuścić z bańki powietrze, niż pozwolić, by pękła. Konsekwencje znamy aż za dobrze.