To fragment listu Lecha Wałęsy do norweskiego urzędu rozpatrującego wniosek Zbigniewa Stonogi o azyl polityczny w Norwegii, po tym jak Polska wydała dotyczący go europejski nakaz aresztowania. O wsparciu Wałęsy dla – już wtedy – wielokrotnie skazywanego kryminalisty mieliśmy się nigdy nie dowiedzieć, bo Wałęsa zażądał od Stonogi dyskrecji, ale – niespodzianka – kierujący się wyłącznie własnym interesem Stonoga pomocą noblisty pochwalił się mediom. Okazuje się, że nawet będąc podejrzanym typem z wieloma wyrokami na koncie i zarzutami o przestępstwa bynajmniej nie polityczne, jeśli się tylko wystarczająco agresywnie nienawidzi PiS, można sobie zasłużyć na ciche – bo jednak obciach – ale w zamierzeniu skuteczne wsparcie byłego prezydenta. Trudno odmówić Lechowi Wałęsie zaangażowania, zrobił, co mógł, żeby Stonodze pomóc uniknąć odpowiedzialności karnej za – jak głoszą prokuratorskie zarzuty – okradanie własnej fundacji z pieniędzy przekazanych przez naiwnych darczyńców.




Tym razem Norwegowie okazali się mniej naiwni niż w przypadku Rafała Gawła z Ośrodka Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych – oszusta udającego ofiarę prześladowań politycznych, któremu uwierzyli (ciekawe, kto pisał dyskretne listy w tej sprawie?) i rok temu przyznali azyl polityczny.

Trudno się uwolnić od pytań, kto jeszcze, poza Lechem Wałęsą, dyskretnie wspierał Stonogę w staraniach o polityczny azyl, bo choć nikt się do niego nie przyznaje, to przecież dla wielu bywa użyteczny. Nawet „Gazeta Wyborcza" swego czasu nagłośniła – oczywiście podkreślając własny do nich dystans – wyjątkowo obrzydliwe „rewelacje" Stonogi na temat Andrzeja Dudy, nawet nie próbując ich weryfikować: a niech się przykleją. Bo Stonoga, choć budzący obrzydzenie i obciachowy, był bardzo użyteczny i pewnie nie tylko Wałęsa nie miałby nic przeciwko temu, aby nadal bezkarnie pluł i szczuł z bezpiecznej Norwegii. Bardzo nisko zawieszamy etyczną poprzeczkę doraźnym sojusznikom.