Ukradziony prestiż. Jak podróbki psują rynek i zabierają pracę

Do jednego z polskich dyskontów znowu trafiły torebki znanej włoskiej marki. Czy są oryginalne? Trudno powiedzieć, bo polski przedstawiciel firmy nic nie wie o rzekomej współpracy z tą siecią handlową. Niestety, im bliżej Bożego Narodzenia, coraz więcej będzie „świątecznych promocji”. Tymczasem wiele z tych okazji to zwykłe oszustwo.

Aktualizacja: 30.11.2019 10:20 Publikacja: 30.11.2019 09:52

Ukradziony prestiż. Jak podróbki psują rynek i zabierają pracę

Foto: Fotorzepa, Magda Starowieyska

W Polsce ponad 9,5 miliarda złotych rocznie tracą producenci w wyniku sprzedaży podrabianych artykułów. To 10 proc. całej sprzedaży. Najczęściej kopiowane są kosmetyki, odzież, torebki i buty. Ich nabywcy nie zdają sobie sprawy, że kradną wartość intelektualną, ale też przez nich ubywa miejsc pracy.

Jakiś czas temu w popularnych dyskontach w Polsce można było kupić torebki amerykańskiego projektanta Michaela Korsa, ponownie pojawiły się charakterystyczne torby włoskiej marki Obag. Cena – atrakcyjna. Co więcej, w gazetkach reklamowych zapowiadających akcje widnieje oryginalne logo producenta. Mniej zamożne czy oszczędne klientki mają więc okazję wejść w posiadanie wymarzonej torebki, nawet jeśli czuły, że cena jest podejrzanie niska. Problem pojawi się, gdy się okaże, że jakość jest adekwatna do ceny. Już w ubiegłym roku przy podobnej akcji do dystrybutora Obaga w Polsce odezwali się przedstawiciele sieci handlowej. Jedna z klientek chciała zareklamować kupiony u nich towar i nie wiadomo było, co z tym zrobić. 

Czytaj także: Zabójczy „Black Friday”. Jest licznik ofiar święta promocji 


- Gdyby nie fakt, że sporo pań było oburzonych, że ich ukochane torby leżały w koszu obok ziemniaków, uznałabym to za chichot losu. - mówi Justyna Adach, kierownik obsługi klienta. - Niestety nic nie mogliśmy poradzić. Produkt nie pochodziły od nas, więc żadna reklamacja nie przysługiwała.  

Po pierwsze: dbaj o swoją pracę

Maciej Ślusarek, adwokat z kancelarii Leśnodorski Ślusarek i Wspólnicy, który m.in. wykłada prawo autorskie w warszawskiej ASP na wydziale wzornictwa przemysłowego podkreśla, że ważną kwestią – uczy tego młodych projektantów - jest właściwa ochrona produktów.

- Częste spory wynikają nie tylko z piractwa, ale z braku właściwych umów o nabyciu praw, ochronie projektów, charakterystycznych znaków i nazw. Warto o tym myśleć od samego początku – tłumaczy.

Kradzież własności intelektualnej to jedno, ale często chodzi o wizerunek. Mecenas Maciej Lach, uznawany w Polsce za jednego z najlepszych specjalistów od prawa autorskiego wskazuje na dwie podstawowe drogi. Pierwsza, oczywista, to rejestracja znaku towarowego, czyli oznaczenia, które umożliwia odróżnienie towaru danego przedsiębiorstwa. Druga to wykorzystanie przepisów prawa, zgodnie z art. 305 o ochronie własności przemysłowej.

Czytaj także: Sklepy podnoszą ceny przed promocjami. Oto dowody 

- Ochronie podlega zarówno oznaczanie towarów podrobionym znakiem towarowym w celu wprowadzenia go do obrotu, jak i samo dokonanie obrotu – mówi mecenas Lach. I dodaje: - Przestępstwo z art. 305 ust. 1 zagrożone jest karą grzywny, ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat dwóch. Natomiast wypadek mniejszej wagi z ust. 2 zagrożone jest karą grzywny. W przypadku gdy sprawca uczynił sobie z popełnienia tego przestępstwa stałe źródło dochodu albo dopuszcza się go w stosunku do towaru o znacznej wartości, podlega karze pozbawienia wolności od sześciu miesięcy do lat pięciu.

Teoretycznie nie można więc bezkarnie produkować przedmiotów z zastrzeżonym znakiem towarowym czy logo. Nie można też ich wprowadzać do sprzedaży. Problem pojawia się, kiedy – jak było to w przypadku Obaga polski dystrybutor nie wie, czy sprzedawane w dyskoncie torby były oryginalne. Jest przedstawicielem marki tylko na rynek polski, natomiast dyskont należy do sieci niemieckie. Mogła nastąpić tzw. redystrybucja z tamtego rynku. Na taką praktykę może wskazywać komunikat innej sieci handlowej, w której sprzedawane były torby amerykańskiego producenta.


"Dostawa torebek marki Michael Kors była negocjowana przez międzynarodowy zespół Lidla dla więcej niż jednej spółki narodowej. Szczegółowe informacje na temat negocjacji handlowych produktów oferowanych przez Lidl Polska objęte są tajemnicą handlową" - napisała na Facebooku niemiecka sieć.

Wstydliwa czołówka

W Unii Europejskiej dba się o certyfikaty dotyczące zdrowia, bezpieczeństwa, ochrony środowiska. Niestety własność intelektualna nie jest tak dobrze chroniona. Dlatego coraz więcej firm samodzielnie wprowadza tzw. certyfikaty sprzedaży. Każdy produkt kupiony przez klienta w autoryzowanym salonie czy sklepie, zostaje wprowadzony do systemu, a klient - oprócz paragonu - otrzymuje certyfikat oryginalności. 

- Na rynku pojawiło się mnóstwo podróbek, nieautoryzowanych punktów sprzedaży, szarych stref, klienci byli oszukiwani, zgłaszali to do nas i musieliśmy zareagować - mówi Justyna Adach z Obag Polska.- Dlatego centrala razem z naszym polskim oddziałem podjęła decyzję, że każdy produkt wprowadzany do legalnego obrotu w Polsce ma być poświadczony certyfikatem oryginalności. Ma to na celu przede wszystkim zabezpieczenie interesów naszych klientek. Klientka, która kupiła produkt w nieautoryzowanym miejscu, nie ma żadnych praw, nie ma prawa zwrotu, reklamacji. I zwykle nawet o tym nie wie, bo przecież często dostaje paragon, jak w przypadku tego dyskontu. Tyle że nic nie może z nim zrobić. A poczucie bezpieczeństwa i wyjątkowości naszych klientek jest dla nas najważniejsze. Dlatego wprowadziliśmy certyfikaty oryginalności, które dołączamy do kupionych u nas produktów. To swoista gwarancja, że produkt jest oryginalny i został kupiony z oryginalnego źródła. Dokument jest poświadczeniem cyfrowego numeru certyfikatu, który znajduje się w naszej bazie. Na podstawie naszego certyfikatu w każdej chwili możemy zweryfikować, gdzie ten produkt był kupiony, kiedy, w którym salonie, czy też w sklepie internetowym - historia zakupu, przypisana do numeru certyfikatu, a nie do nazwiska.

W tym roku pojawił się raport EUIPO (European Union Intellectual Property Office) czyli instytucji, która z ramienia Unii Europejskiej zajmuje się zarządzaniem prawami związanymi ze znakami towarowymi i wzorami UE. W latach 2012-2016 urząd badał 11 kluczowych sektorów unijnej gospodarki pod kątem ochrony własności intelektualnej. Liczby były zatrważające. Starty z powodu podrabiania i wprowadzania podróbek na rynek wyniosły 55 982 milionów euro (w Polsce 2195 milionów, czyli wspomniane 9, 5 mld złotych rocznie). Polski rynek jest niestety w czołówce unijnych państw pod względem kradzieży własności intelektualnej. Z badań EUIPO wynika, że w naszym kraju najwięcej straciły firmy farmaceutyczne – 603 milionów euro. Niewiele mniej - 590 milionów – branża sprzedające odzież, obuwie i dodatki. Mniejsze straty poniosły firmy kosmetyczne ze stratą „zaledwie” 325 milionów euro. Urzędnicy unijni wskazują, że na taki stan wpływ mają niskie kary i wysokie zarobi tych, którzy produkty podrabiają.

Christian Archambeau, dyrektor wykonawczy EUIPO zwraca uwagę, że wzrost gospodarczy i tworzenie miejsc pracy w Europie uzależnione jest od sektora przemysłowego i alarmuje: - Nasze badania pokazują, jak podrabianie towarów i piractwo mogą zagrażać wzrostowi i zatrudnieniu.

Polskie orły

Na kradzieży własności intelektualnej tracą nie tylko producenci, ale też np. firmy transportowe. Większość podróbek trafia na nasz rynek z zagranicy. Jest też inny aspekt. Szacuje się, że z tego tytułu ubyło u nas niemal 30 tysięcy miejsc pracy!

Problem kradzieży własności intelektualnej dotyczy nie tylko światowych korporacji. Robert Kupisz w sezonie jesień/zima 2012 wypuścił słynne T-shirty z orzełkiem. Szybko stały się przebojem: pokochały je gwiazdy i zwykłe klientki. Koszulki były ręcznie farbowane, co miało odzwierciedlenie w cenie: t-shirt kosztował ok. 300 zł. Ale nawet dziś „orły Kupisza” można kupić za kilkadziesiąt złotych w popularnym sklepie internetowym. Tyle, że fałszywe.


Media szybko okrzyknęły Roberta Kupisza pierwszym „podrabianym” polskim projektantem. Ten początkowo nie zwracał uwagi na wątpliwą sławę, ale z czasem stało się jasne, że firma ponosi nie tylko straty finansowe, ale też wizerunkowe. Razem z biznesową partnerką Anną Borowską zaczął działać. Na początku wysyłał pisma z żądaniem zaniechania procederu pod groźbą dalszych kroków karnych. Przynosiły połowiczny sukces. Cierpliwość się wyczerpała, kiedy w 2015 roku okazało się, że polska marka, mająca 50 butików w całym kraju, promowana przez celebrytki i dziennikarzy od mody, podrabia sporą część (!) kolekcji Kupisza. I to nie tylko jego, ale i innych uznanych polskich projektantów. Owa „marka” sprzedawała fałszywki masowo m.in. w CH Ptak pod Łodzią.

- Spotkaliśmy się z czterema innymi podrabianymi projektantami, proponując wspólne działania. Reprezentujący nas mecenas Maciej Ślusarek, podjął się zadania, ale stwierdził, że jeśli mamy być skuteczni, sami musimy zgromadzić niepodważalne dowody. Do tego potrzebni byli fachowcy, co oznaczało spore pieniądze. Na tym etapie koledzy z branży się wykruszyli. Pozostaliśmy samotnie na placu walk, ale byliśmy zdeterminowani, aby ukrócić szkodliwe działania. – wspomina Anna Borowska.

Udowodnienie procederu podrabiania było czasochłonne i kosztowne, ale udało się zdobyć materiał, który trudno byłoby podważyć w sądzie. Dopiero wtedy firma zgłosiła się z propozycją ugody, którą Kupisz wraz z wspólniczką podpisali.

- Dla nas powodem do dumy jest fakt, że podjęliśmy tą walkę samotnie i ją wygraliśmy – mówi Anna Borowska. - Ważne, że marka Kupisz postrzegana jest jako ta, której lepiej nie okradać z własności intelektualnej. W kolejce stoją kolejne firmy, na które zbieramy dowody.

Inspiracja a plagiat

Podrabiania doświadcza też inna polska marka zajmująca się modą - Marlu. - Po kilku tygodniach od wypuszczenia "hitowych" modeli wykorzystują je delikatnie zmienione tańsze marki, pojawiają się też w sklepach internetowych – mówi Marta Rzepniewska, dyrektor ds. marketingu firmy. 

Asystentki sprzedaży w salonach Marlu są wyczulone na klientów, którzy przychodzą szukając „inspiracji”. Często nie kryją się z tym w rozmowach między sobą: „o, to się dobrze sprzeda", „fajny wzór tkaniny, znajdziemy podobny hurtowni”. Zdaniem Rzepniewskiej powodem kopiowania projektów jest brak dobrych konstruktorów na rynku. A to oni odpowiadają za przełożenie pomysłu na „na papier” czyli za szablon, który potem staje się podstawą wykroju.

Dyrektor kreatywna marki, Urszula Rzepniewska jest absolwentką florenckiej Polimody. Ma pełne kwalifikacje zarówno jako projektantka jak i konstruktorka. I to jest niewątpliwy atut marki, ale też powód do podrabiania.

Marta Rzepniewska przyznaje, że udowodnienie plagiatu jest trudne i kosztowne. Dlatego firma nie podjęła jeszcze żadnych kroków prawnych ścigających złodziei, ale monitoruje rynek. Zresztą w dzisiejszym świecie mody, pełnym inspiracji, pomysłów, cytatów, nawiązań do poprzednich sezonów trudno powiedzieć, gdzie kończy się inspiracja, a gdzie zaczyna plagiat. Ale coś można zrobić.

- Zarejestrowaliśmy logo i markę - mówi Rzepniewska. - Każdy więc kto zechce opatrzyć swoje produkty łudząco podobną marką lub logiem musi liczyć się z tym, że dostanie pismo od naszego prawnika.

Tylko kroki prawne?

Procederowi kradzieży własności intelektualnej sprzyja handel online. Coraz trudniej też odróżnić oryginalne produkty od fałszywych, bo te stają się doskonalsze. Dlatego oprócz egzekwowania prawa tak ważna jest edukacja. I to od najmłodszych lat. „Ulica Sezamkowa” - jeden z najpopularniejszych programów amerykańskiej telewizji emitowany nieprzerwanie od 50 lat - jest idealnym przykładem edukacyjnej rozrywki. W jednym z odcinków wyjaśniano nieprawidłowe zachowania podczas zakupów. Zwracano uwagę na miejsce, w którym odbyły się zakupy oraz cenę produktów. Niska powinna zwrócić uwagę na to, że towar jest podrabiany.

Teoretycznie można podejrzewać, że ktoś w internecie chce sprzedać oryginalny produkt po zaniżonej cenie, bo jest to np. nietrafiony prezent, ale dla spokoju sumienia warto o to zapytać. Jeśli robimy zakupy w sklepach online, sprawdźmy opinie wśród innych użytkowników. Wiele portali aukcyjnych ma w regulaminie zapis, że sprzedający mogą oferować wyłącznie towar oryginalny, ale nie da się tego zweryfikować. Dopiero kiedy ktoś złoży oficjalną skargę, konto takiego sprzedawcy zostaje zablokowane. Pytanie – ile osób to robi?

Marta Rzepniewska przyznaje, że nie do przecenienia jest również lojalność klientów.

- Produkty kopiowane są tańsze, adresowane do klientek, które patrzą na cenę, a jakość ma dla nich drugorzędne znaczenie - mówi. - Natomiast dla fanek Marlu liczy się przede wszystkim jakość. Dlatego, nawet jeśli natkną się na „superokazję”, znaczna ich część i tak idzie do naszego butiku.

Edukacja i lojalność to za mało, żeby zniechęcić do podrabiania i kupowania podróbek. Jeśli legislacja nie będzie nadążać za zmianami na rynku, a odpowiednia służby nie będą skutecznie ścigać złodziei, producenci oryginalnych marek wciąż będą tracić.

W Polsce ponad 9,5 miliarda złotych rocznie tracą producenci w wyniku sprzedaży podrabianych artykułów. To 10 proc. całej sprzedaży. Najczęściej kopiowane są kosmetyki, odzież, torebki i buty. Ich nabywcy nie zdają sobie sprawy, że kradną wartość intelektualną, ale też przez nich ubywa miejsc pracy.

Jakiś czas temu w popularnych dyskontach w Polsce można było kupić torebki amerykańskiego projektanta Michaela Korsa, ponownie pojawiły się charakterystyczne torby włoskiej marki Obag. Cena – atrakcyjna. Co więcej, w gazetkach reklamowych zapowiadających akcje widnieje oryginalne logo producenta. Mniej zamożne czy oszczędne klientki mają więc okazję wejść w posiadanie wymarzonej torebki, nawet jeśli czuły, że cena jest podejrzanie niska. Problem pojawi się, gdy się okaże, że jakość jest adekwatna do ceny. Już w ubiegłym roku przy podobnej akcji do dystrybutora Obaga w Polsce odezwali się przedstawiciele sieci handlowej. Jedna z klientek chciała zareklamować kupiony u nich towar i nie wiadomo było, co z tym zrobić. 

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Handel
Żabka szuka franczyzobiorców na ukraińskich portalach
Handel
Brexit uderza w import żywności. Brytyjczycy narzekają na nowe przepisy
Handel
Kanadyjski rząd chce ściągnąć dyskonty. Na liście właściciele Biedronki i Lidla
Handel
VAT uderzył, ceny rosną już mocniej niż w marcu
Handel
Francja: Shrinkflacja to oszustwo. Rząd z tym kończy