Walne zgromadzenie UniCreditu zdecydowało o upoważnieniu zarządu do przeprowadzenia skupu i sprzedaży akcji własnych w celu wycofania spółki z dual listingu na GPW.

O takiej możliwości pisaliśmy już w połowie 2017 r., czyli parę tygodni po tym, gdy włoski gigant sprzedał za 10,6 mld zł blisko 33 proc. akcji Pekao i przestał być akcjonariuszem ówczesnego wicelidera polskiego sektora bankowego. UniCredit jest notowany na warszawskiej giełdzie na zasadzie dual listingu od grudnia 2007 r., co było konieczne ze względu na wymogi Komisji Nadzoru Finansowego, która dąży do tego, aby zagraniczni właściciele największych pod względem udziałów rynkowych polskich banków byli notowani na naszej giełdzie (co ma zwiększyć bezpieczeństwo systemu finansowego).

Jacek Barszczewski, rzecznik KNF, potwierdza, że zobowiązania inwestorskie UniCreditu wobec Komisji wygasły z chwilą sprzedaży akcji Pekao. Od tego momentu dalsza obecność UniCreditu na GPW była już tylko decyzją spółki.

Włoski bank wyceniany jest na 110 mld zł, co stanowi blisko 10 proc. kapitalizacji całej GPW (polskie firmy są warte 570 mld zł, a zagraniczne 580 mld zł). Jednak mimo aż tak wielkiej wyceny obroty jego akcjami są znikome i delisting nie wpłynie istotnie na obroty na całej GPW. W I kwartale średni obrót na sesję walorami UniCreditu wynosił zaledwie 3 tys. zł. Nieco więcej, ale wciąż za mało, aby można mówić o odpowiedniej płynności, było w przypadku Banco Santander (27 tys. zł), największej pod względem kapitalizacji spółki na GPW (ponad 290 mld zł), która ma 66 proc. akcji Santander Bank Polska, wicelidera naszego sektora.

Znacznie lepiej pod względem aktywności handlu w przypadku UniCreditu było w całym 2018 r., gdy średnia wartość obrotów na sesję wyniosła blisko 0,5 mln zł. Przez ostatnie 12 miesięcy notowania UniCreditu na GPW spadły o ponad 36 proc., do 47,5 zł. Od początku tego roku zyskały 15 proc.