Do wtorkowej sesji inwestorzy przystępowali z dużymi obawami. W poniedziałek na światowych rynkach mieliśmy bowiem do czynienia z mocną przeceną. Była ona wywołana zaostrzeniem konfliktu handlowego pomiędzy Stanami Zjednoczonymi, a Chinami. Wtorkowa sesja miała więc dać odpowiedź czy rynki tylko na chwilę złapały zadyszkę czy trzeba być jednak przygotowanym na poważniejsze wstrząsy.

Początek dnia dawał nadzieje, że bardziej prawdopodobny jest ten pierwszy scenariuszy. WIG20 rozpoczął notowania nawet na plusie. Jak się jednak okazało była to tylko cisza przed burzą. Jeszcze mniej więcej do południa inwestorzy trzymali nerwy na wodzy. Indeks największych spółek był tylko na niewielkim minusie co generalnie było zgodne z tym, co obserwowaliśmy na innych europejskich parkietach. Prawdziwe problemy zaczęły się wraz ze zbliżającym się początkiem notowań na Wall Street. Tamtejsze indeksy od razu znalazły się pod presją podaży. Po godzinie od rozpoczęcia handlu traciły już ponad 1 proc. To był sygnał do odwrotu inwestorów również z innych rynków. Najmocniej oberwało się rynkom wschodzącym w tym między innymi naszym indeksom. Na ostatniej prostej spadki wyraźnie przybrały na sile i pytaniem było tylko jak mocny zjazd zaliczą. Ostatecznie WIG20 stracił prawie 2,5 proc. zaliczając jednocześnie piątą z rzędu spadkową sesję.

Karty na rynku rozdaje znowu Donald Trump i jego polityka handlowa głównie względem Chin.