O godzinie 13.00 główne indeksy warszawskiej giełdy wciąż notowały solidne zniżki. WIG20 spadał o 3,2 proc. do 2424 pkt, WIG o 2,9 proc. do 62 834 pkt, mWIG40 o 3 proc. do 4728 pkt, a sWIG80 o 3,2 proc. do 14 296 pkt. Zgodnie ze statystykami rynkowymi 85 proc. spółek notowało spadek wartości akcji, a tylko 6 proc. ich wzrost (w tym gronie m. in. Famur, Mirbud i Relpol). W portfelu blue chips wszystkie podmioty były pod kreską, od Eurocash ze spadkiem 1 proc. zaczynając, na Lotosie z przeceną o 3,8 proc. kończąc. Jak widać, rynek z trudem podnosi się po poniedziałkowym tąpnięciu na Wall Street. Na razie brakuje fundamentalnych impulsów do odbicia. Warszawie nie pomaga nawet fakt, że zagraniczne wskaźniki zmniejszyły skalę spadku do -2 proc. (DAX, CAC40, BUX). WIG20 była na półmetku, drugim po ateńskim, najsłabszym indeksem na Starym Kontynencie. Warto jednak zwrócić uwagę na wykresy.

WIG20 spadał rano nawet do 2405 pkt, ale wrócił w okolicę 2430 pkt, a więc dokładnie tam gdzie przebiega 200-sesyjna średnia krocząca. Na wykresie dziennym powstaje świeca pin bar (mały korpus i długi, dolny cień). To dobra oznaka, choć na ocenę sytuacji trzeba poczekać do końca wtorkowych notowań. Przypomnijmy jednak, że średnia krocząca to silne ruchome wsparcie, które w trwającej hossie skutecznie odpierało ataki niedźwiedzi. Co istotne także WIG walczy o utrzymanie 200-sesyjnej średniej. Jeśli obu wskaźnikom się to uda, będzie to pozytywny sygnał. Słabiej wygląda mWIG40, który spadkową luką przebił w dół średnie z 200 i 50 sesji (pokrywały się ze sobą) i walczy o obronę listopadowych dołków. Indeks maluchów także w podobnym stylu sforsował 50-sesyjną średni i znalazł się najniżej od początku grudnia. Sytuacja techniczna uległa wyraźnemu pogorszeniu.