Rząd Mateusza Morawieckiego dąży do tego, by maksymalnie osłabić mechanizm wiążący praworządność z unijnymi funduszami. Stąd groźba weta. – Realizujemy cały czas strategię wybicia zębów pomysłowi powiązania – mówi nam ważny polityk PiS. Ubiegłotygodniowy list premiera do przywódców UE miał pokazać, że obecnie proponowane przez Unię warunki są inne niż te uzgodnione w lipcu.
List jest obliczony na reakcję zarówno w Brukseli, jak w krajach członkowskich. – Chcemy, by inni też zaczęli myśleć o konsekwencjach tego pomysłu – mówi nasz informator.
Ale ważny jest również kontekst polskiej polityki. Jak słyszymy w PiS, stanowcze podejście premiera jest oceniane jako próba zabrania politycznego pola Zbigniewowi Ziobrze, który od lipca nakłania do weta.
List Morawieckiego został chłodno przyjęty na Zachodzie. – Nie możemy zdemontować tego mechanizmu, tak jakby nigdy nie było lipcowych negocjacji. To jest nierealne – mówi „Rzeczpospolitej" Clement Beaune, francuski minister ds. europejskich. Jego zdaniem można doprecyzować jedynie szczegóły techniczne. – Pakiet budżetowy jest potrzebny szybko, również w interesie Polski – uważa.
Polska nie może zawetować samego rozporządzenia wiążącego unijne fundusze z przestrzeganiem praworządności, bo ono jest głosowane w procedurze większościowej w gronie 27 państw UE. Może natomiast, niejako w odwecie, zablokować albo wieloletni budżet UE na 2021–2027 wart blisko 1,1 bln euro, albo Fundusz Odbudowy Gospodarki po pandemii wart 750 mld euro. Z obu tych źródeł dla naszego kraju przewidziana jest gigantyczna kwota niemal 160 mld euro. To dlatego nasi rozmówcy w Brukseli wyrażają wątpliwości, czy Polska na poważnie chciałaby zablokować takie pieniądze.