Jego kariera zaczęła się w 1933 roku, gdy jako 28-latek został architektem führera. Jego pierwszym wielkim zadaniem był projekt przestrzeni na zjazd NSDAP w Norymberdze w 1934 roku. Zyskał nim nie tylko uznanie, ale i przyjaźń Hitlera.
Trzy lata później został mianowany przez niego generalnym inspektorem budowy nowej stolicy Rzeszy – Germanii. Głównym budynkiem nowego centrum miała być wielka hala zgromadzeń, naśladująca rzymski Panteon, z kopułą o wysokości 300 metrów. Ale że Germania miała powstać w miejscu Berlina, trzeba było najpierw wysiedlić około stu tysięcy Żydów i wyburzyć ich mieszkania.
Speer przystał na taki pomysł bez skrupułów. Zapatrzony w wizje monumentalnych form w kamieniu i betonie nie analizował zbytnio, jakim kosztem ma się odbyć realizacja jego planów. Kiedy w lutym 1942 roku został ministrem uzbrojenia wojennego, stał się twórcą potęgi przemysłowej Rzeszy wykorzystując w fabrykach zbrojeń pracę więźniów obozów koncentracyjnych. Miłość do sztuki uczyniła z niego kolekcjonera przymykającego oczy na fakt, że wiele cennych nabytków pochodzi z zagrabionych zbiorów żydowskich właścicieli.
Gdy po wojnie Albert Speer stanął przed Międzynarodowym Trybunałem Wojskowym w Norymberdze, uniknął stryczka, bo instynkt samozachowawczy kazał mu twierdzić, że nic nie wiedział o zbrodniach wojennych nazistów i sam stał się niejako ofiarą. Przez 20 lat spędzonych w więzieniu w Spandau w Berlinie spisał swoją na nowo wymyśloną biografię, w której przedstawiał się jako zmanipulowany idealista.
O ironio, na tej książce zarobił krocie. Dziś wiadomo z całą pewnością, że Speer wizytował obozy koncentracyjne, a także słyszał 6 października 1943 roku w Poznaniu słynne wystąpienie Himmlera na temat „ostatecznego rozwiązania" kwestii żydowskiej i że plan ten przyjął do wiadomości. Musiało to jednak obciążać jego sumienie – widzowie filmu usłyszą zakonnika opowiadającego o wizytach Speera w jego klasztorze...