„Tam gdzieś musi być niebo": ciągle obcy we własnej ojczyźnie

Palestyńczyk Elia Suleiman pokazuje w filmie „Tam gdzieś musi być niebo" militaryzację świata i poczucie obcości pokojowo nastawionych ludzi.

Aktualizacja: 08.01.2020 19:26 Publikacja: 08.01.2020 18:17

Elia Suleiman zagrał w filmie takiego outsidera jak on sam

Elia Suleiman zagrał w filmie takiego outsidera jak on sam

Foto: materiały prasowe

Swoją poprzednią fabułę „Czas, który pozostał" pokazał 10 lat temu. Przejmujący film dedykował matce i ojcu. Poprzez losy rodziny pokazał historię Palestyńczyków, którzy w 1948 r. pozostali w Nazarecie, stając się „mniejszością we własnej ojczyźnie".

– Na zawsze zostałem naznaczony brutalnymi wspomnieniami tamtego czasu – tłumaczył Elia Suleiman.

W „Tam gdzieś musi być niebo" palestyński artysta gra siebie, a może po prostu jest sobą. To starszy mężczyzna. Posiwiała broda, okulary w grubej oprawie, kapelusz. Na balkonie swojego mieszkania w Nazarecie pije kawę z małej filiżanki. Obserwuje, jak sąsiad podkrada innemu sąsiadowi cytryny z drzewa. Albo w rozprażonym, pustym mieście siedzi na ławeczce. Mija go grupa młokosów z pałkami. Potem przed jego oczami ukazuje się pobity mężczyzna.

Oglądamy kino kontemplacyjne. To dlatego krytycy porównują Palestyńczyka do Bustera Keatona, który z nieruchomą twarzą mierzył się z codziennością. Oto następny kadr: Suleiman pije wino w kafejce przy rynku. I znów patrzy. Na faceta, który oddaje mocz w załamaniu muru, na policjantów. Na kobietę przechodzącą wśród oliwnych drzew. W ciszy powraca pragnienie robienia filmów, wyrusza więc w podróż.

W Paryżu swoim zwyczajem zasiada w kafejce i będzie patrzył: na dziewczyny w krótkich spódniczkach, z rozwianymi włosami, w kolorowych butach na wysokim obcasie, na ratowników z ambulansu, którzy przywożą śniadanie śpiącemu na ulicy bezdomnemu, na turystów fotografujących się na moście nad Sekwaną. Posłucha grajka ulicznego, zobaczy czołgi przetaczające się 14 lipca przed budynkiem Banque de France. A od francuskiego producenta usłyszy: „Interesuje nas film o konflikcie palestyńskim, bo kibicujemy waszej sprawie. Ale nie chcemy żadnej dydaktyki ani taniej egzotyki. Dla nas pański projekt jest za mało polityczny, za mało palestyński".

Więc potem będzie Nowy Jork i forum amerykańsko-arabskie. Market, gdzie każdy nosi przy sobie broń. A tarocista z kart odczyta: „Palestyna musi być. Będzie. Ale nie za twojego życia. Ani za mojego". Więc trzeba wrócić tam, gdzie się jest u siebie.

U siebie? Suleiman portretuje człowieka, który jest wszędzie obcy. Patrzy na świat z dystansem, widzi jego rozedrganie, narastającą militaryzację i gorączkę, jego śmiesznostki, grozę. I samotność ludzi. Nigdzie nie czuje się bezpieczny.

Dlatego wraca tam, gdzie ma swoje drzewo cytrynowe pod balkonem, bar, oliwny gaj. Tyle że Palestyńczyk żyje w czasach, w których trudno poczuć się u siebie, określić swoją przynależność. I o tym właśnie jest „Tam gdzieś musi być niebo". Suleiman szuka tożsamości i szczęśliwego miejsca. Nie może go znaleźć. Pewnie jak wielu jego widzów. Ale „gdzieś" musi być. Tylko dlaczego nie tu?

Swoją poprzednią fabułę „Czas, który pozostał" pokazał 10 lat temu. Przejmujący film dedykował matce i ojcu. Poprzez losy rodziny pokazał historię Palestyńczyków, którzy w 1948 r. pozostali w Nazarecie, stając się „mniejszością we własnej ojczyźnie".

– Na zawsze zostałem naznaczony brutalnymi wspomnieniami tamtego czasu – tłumaczył Elia Suleiman.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Film
Laureaci Oscarów, Andrzej Seweryn, reżyserka castingów do filmów Ridleya Scotta – znamy pełne składy jury konkursów Mastercard OFF CAMERA 2024!
Film
Patrick Wilson odbierze nagrodę „Pod Prąd” i osobiście powita gości Mastercard OFF CAMERA
Film
Nominacje do Nagrody Female Voice 2024 Mastercard OFF CAMERA dla kobiet świata filmu!
Film
Script Fiesta 2024: Damian Kocur z nagrodą za najlepszy scenariusz
Film
Zmarła Mira Haviarova