Czy pół wieku temu żyło się lepiej

Świetna francuska tragikomedia „Poznajmy się jeszcze raz” z Danielem Auteuilem i Fanny Ardant od piątku na ekranach.

Publikacja: 29.01.2020 21:00

Fanny Ardant (Marianne) w filmie „Poznajmy się jeszcze raz”

Fanny Ardant (Marianne) w filmie „Poznajmy się jeszcze raz”

Foto: GUTEK FILM

Victor był kiedyś znanym rysownikiem komiksów. Dziś jest starzejącym się artystą, który stracił pracę, bo jego gazeta zaczęła się ukazywać tylko w internecie, a on niewiele rozumie z nowych technologii. Tęskni za stacjonarnym telefonem, filmem oglądanym nie na komputerze, lecz w ciemnej kinowej sali. Jego małżeństwo też się rozpada.

Żona Marianne, fanka nowoczesności, ma kochanka, a do męża krzyczy: „Za długo żyjesz. Nienawidzisz społeczeństwa, twój syn cię nudzi, a mnie nie cierpisz. Myślałam, że skończysz ze sobą. Ale ty nie!”. I wystawia mężowi za drzwi walizki.

Podróż do lat siedemdziesiątych

Victor decyduje się więc skorzystać z vouchera, który dostał w prezencie od syna: zaproszenia do udziału w czymś w rodzaju reality show, którego bohaterowie mogą znaleźć się w dowolnej epoce. Jedni wybierają czasy starożytne, inni chcą uczestniczyć w wojennych naradach Hitlera, a Victor marzy o powrocie do lat 70. XX wieku.

„Życie było wtedy prostsze, broniliśmy emigrantów, bo nie mieliśmy kłopotów z gospodarką. Fanatycy religijni byli mniej napastliwi, ludzie rozmawiali ze sobą, nie z telefonami. Byłem młodszy” – tłumaczy. Przede wszystkim jednak chce wrócić do wspomnień. Do czasu, gdy zakochał się w swojej żonie.

Tak zaczyna się film Nicolasa Bedosa „Poznajmy się jeszcze raz”. Pełna uroku, zabawna i wielopłaszczyznowa opowieść o współczesnych czasach.

– Victor ma coś ze mnie – mówi reżyser. – Jestem entuzjastycznie nastawiony do technologii, mediów społecznościowych, instagrama, twittera, a jednocześnie wciąż kocham książki, rozpaczam z powodu znikania gazet drukowanych i kiosków z prasą, martwię się, że młodzi ludzie spędzają czas, oglądając reality shows.

Zapewne dlatego Nicolas Bedos w tym filmie nikogo nie osądza. Tworzy na ekranie świat, którego sam nigdy nie poznał, urodził się przecież w roku 1980. Pokazuje zatem czas swojego ojca, słynnego aktora Guya Bedosa, któremu tym filmem chce złożyć hołd. I wielu starszym widzom przypomina to, o czym być może już zapomnieli: jak wyglądało życie nie tak przecież w końcu dawno, bo niespełna pół wieku temu.

Tych wszystkich widzów Nicolas Bedos zaskoczy. Wybudowany w studiu kawałek Paryża z lat 70. jest kompletnie różny od tego, z którego Victor do niego przychodzi. Inaczej wyglądają ulice, ale inne też są relacje między ludźmi. Jakiś bard brzdąkający w knajpie na gitarze, szalone przyjęcie z trawką i orgietką w pokoju obok, romantyczne perfumy z bergamotką i nawet zachwyt nad Polską, gdzie „każde dziecko, zanim nauczy się chodzić, gra Chopina”.

To był inny styl życia, inne oczekiwania ludzi. A wreszcie pytanie: ile z czasów młodzieńczej świeżości można w życiu ocalić?

– Lata siedemdziesiąte zostały w mojej pamięci jako czas fantastyczny. Byliśmy wszyscy rozpolitykowani, bo pamiętaliśmy nastroje roku ’68, trwała wojna wietnamska, budziła się czarna Ameryka. Ale też lało się wino, siedzieliśmy w kłębach papierosowego dymu i kochaliśmy sztukę. Rzucaliśmy się na nowe książki, chodziliśmy do kina, nie wspomnę już o szalonej muzyce tamtych lat – wspomina Fanny Ardant. Ta aktorka i partnerka życia François Truffauta, a przede wszystkim legenda francuskiego kina, gra w filmie „Poznajmy się jeszcze raz” żonę Victora.

Kobieta ostentacyjnie nowoczesna

Fanny Ardant przyznaje mi, że przyjęła rolę Marianne, bo przekonał ją reżyser:

– Nicolas jest inteligentny i kocha prowokować. A ja lubię prowokatorów. Spodobał mi się sam pomysł filmu, ale też i moja w nim postać. Jej metamorfoza. W przeciwieństwie do mnie Marianne jest ostentacyjnie nowoczesna, więc chciałam skosztować jej świata. Ale i tak w końcu okazałyśmy się podobne. Bo można być nowoczesną albo staromodną, można żyć w średniowieczu albo w XXII wieku, ale i tak na końcu najważniejsza będzie miłość.

Ma rację Fanny Ardant, bo w tej zabawnej, melancholijnej komedii uczucia stają się najważniejsze. Powroty do chwil, które minęły. I do tych, których nigdy nie było. Victor szuka w starej knajpie dawnej miłości, ale ktoś inny wraca do przeszłości, by pożegnać się z ojcem, powiedzieć mu tych kilka zdań, których kiedyś nie zdążył powiedzieć.

Tym szczerym intencjom i uczuciom Nicolas Bedos przeciwstawia w swoim filmie świat reality show. Obnaża sztuczną rzeczywistość cynicznie tworzoną przez ludzi, dla których liczą się przede wszystkim wskaźniki oglądalności takich widowisk. Pokazuje ludzi, którzy na „agencji przenoszącej uczestnika w dowolny czas” zbijają majątek i dla lepszego efektu gotowi są grać na cudzym życiu. To inna, równie ciekawa warstwa „Poznajmy się jeszcze raz”.

W tym filmie każdy znajdzie coś dla siebie. Opowieść o świecie, o uczuciach, o maskach, za jakimi się skrywamy, o prawdziwych wartościach. Humor łączy się tu z powagą, nostalgia z inteligentną obserwacją. A prawdy całej tej historii dodają aktorzy.

Siła aktorstwa

Daniel Auteuil gra ogromnie przekonująco, choć w wywiadach broni się: „Tylko proszę nie mówić, że kiedyś było lepiej. Tak utrzymują ludzie, którzy nie potrafią iść z biegiem czasu, zachować wewnętrznej ciekawości i młodości. Ja wciąż czuję się młody!”.

Pełna temperamentu jest oczywiście Fanny Ardant, która powiedziała mi: „Wracam myślami do różnych chwil w życiu, ale kocham dzień dzisiejszy. Jestem ciekawa tego, co przynosi mi każdy nowy dzień, bo zawsze można spotkać świetnych ludzi, trafić na fantastyczną książkę, obejrzeć wybitny spektakl lub skromny film, który cię głęboko poruszy”.

Kiedyś spytałam intelektualistę, ciekawego reżysera i wspaniałego człowieka Stanisława Różewicza, czy pasuje do tego nowego czasu, który przyszedł.

Stanisław Różewicz odpowiedział mi wówczas: „Oczywiście, żyję, więc to jest mój czas”. I może to jest kolejna refleksja, która przyjdzie do głowy widzom po obejrzeniu „Poznajmy się jeszcze raz”.

Victor był kiedyś znanym rysownikiem komiksów. Dziś jest starzejącym się artystą, który stracił pracę, bo jego gazeta zaczęła się ukazywać tylko w internecie, a on niewiele rozumie z nowych technologii. Tęskni za stacjonarnym telefonem, filmem oglądanym nie na komputerze, lecz w ciemnej kinowej sali. Jego małżeństwo też się rozpada.

Żona Marianne, fanka nowoczesności, ma kochanka, a do męża krzyczy: „Za długo żyjesz. Nienawidzisz społeczeństwa, twój syn cię nudzi, a mnie nie cierpisz. Myślałam, że skończysz ze sobą. Ale ty nie!”. I wystawia mężowi za drzwi walizki.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Film
„Biedne istoty” i sprawa sexworkingu. Oscarowa produkcja już w Disney+
Film
Dżentelmeni czyli mocny sojusz dżungli i zoo
Film
Konkurs Główny „Wytyczanie Drogi” Mastercard OFF CAMERA 2024 – znamy pierwsze filmy
Film
„Pamięć” Michela Franco. Ludzie, którzy chcą zapomnieć ból
Film
Na co do kina w weekend? Trzy filmy o skomplikowanych uczuciach