Śmierć Stalina, reż. Armando Ianucci
Wyd. Kino Świat
Film oparty jest na głośnym komiksie „Śmierć Stalina” oraz jego kontynuacji „Śmierć Stalina Volume 2 – Pogrzeb”. Francuscy producenci Yann Zenou oraz Laurent Zeitoun nabyli prawa do ekranizacji i reżyserię zaproponowali Armando Iannucciemu, twórcy związanemu głównie z telewizją, m.in. dwukrotnie nominowanego do nagrody Emmy komediowego serialu politycznego „Figurantka” o wiceprezydentce USA. Wybór reżysera okazał się trafny.
Na początku filmu Armando Ianussiego jest to, co zapowiada tytuł. Jeszcze Stalina widzimy w gabinecie, gdzie zebrała się wierchuszka ZSRR. Obserwujemy mieszankę siły, strachu, chamstwa, podlizywania się. Czy dowcip się wodzowi spodoba? Na czyj widok zmarszczy brwi? Na kogo podpisze wyrok śmierci? Każdy może popaść w niełaskę. Zastępca Stalina Gieorgij Malenkow pozwoli sobie na westchnienie: „Jestem zmęczony, już nie wiem kto żyje, a kto nie”. Potem przywódca zostaje sam, rano znajdzie nieprzytomnego pokojówka.
Iannucci pokazuje walkę o schedę. Zabiegi słabego i nie mającego własnego zdania Gieorgija Malenkowa, szefa NKWD Ławrientija Berii, odsuwanego przez Stalina od władzy Wiaczesława Mołotowa, wreszcie przebiegłego gracza Nikity Chruszczowa. Można to napisać, bo w końcu wszystko wiemy z historii i już sam tytuł tego filmu zdradza fabułę. W „Śmierci Stalina” najważniejszy jest obraz świata, w którym nie ma lojalności, liczenia się z innym, a przede wszystkim z narodem. Świata opartego na terrorze, gdzie pojedynczy człowiek jest zerem.
Iannucci skompletował bardzo wyrazisty zespół aktorów. Chruszczowa gra Steve Buscemi, Mołotowa – współzałożyciel Monthy Pythona Michael Palin, Malenkowa – Jeffrey Tambor. Dziećmi Stalina są tu dziewczyna Bonda Olga Kurylenko i znany z kultowego serialu „Homeland” Rupert Friend. Wszyscy oni czują satyryczne klimaty. Ale ten film o śmierci tyrana i o jego dworze, choć zrobiony przymrużeniem oka, jest bardzo mocny.